niedziela, 27 czerwca 2021

Super Księga (1981-1982)


W czasach mojego dzieciństwa istniało kilka naprawdę dobrych bajek o tematyce religijnej, które w ciekawy sposób przedstawiały wydarzenia z Biblii, nie afiszując się przy tym jednak z wiarą i religijnością twórców. Wydaje się to chyba niemożliwe, prawda? Bajki opowiadające o wydarzeniach z Biblii w taki sposób, aby nie były to bajki religijne, a jedynie ciekawe opowieści, pozwalające dzieciom poznać lepiej Pismo Święte i zawarte w nim historie? Dzisiaj, w czasach, kiedy w niektórych krajach panują konserwatyści i miłośnicy katolicyzmu, gdzie wsadzają nam do głów katolickie wartości za pomocą dość kiepskiej jakości filmów, w których postacie są płytkie i ustawione tak, aby wierzące osoby były dobre, a niewierzące lub innej wiary złe, takie stwierdzenie jak niereligijne bajki o Biblii, może się wydarzać niemożliwe. A jednak istnieją takie produkcje i kilka z nich leciało w czasach mojego dzieciństwa. Jedną z nich wyprodukowała wytwórnia Hanna Barbera, ale nie o niej dzisiaj będziemy mówić, gdyż dziś pomówimy o produkcji, która jest mało obecnie znana, choć wielu z nas zna obecnie jej remake w wersji komputerowej, który nie jest może najgorszy, ale chwilami zbyt mocno nam wszystkim dźga w oczy religijnością. O nim chcę jednak napisać osobny artykuł, gdyż to jest bajka ciekawa i całkiem niezła, ale zawiera kilka problemów, które warto skrytykować i może zmusić wreszcie twórców do myślenia. Ale jak już mówiłem, to wszystko w odpowiednim momencie. Dzisiaj co innego bierzemy na tapetę. Mianowicie oryginał tej bajki i zarazem żywy dowód na to, jak wspaniałe powstawały kiedyś animacje.
Serial animowany, o którym mowa, jest anime o naprawdę bardzo dobrej produkcji, a przynajmniej do końca I sezonu, bo II jest już dużo gorszy, ale o tym później. Zacznijmy na razie od tego pierwszego, do którego mam naprawdę wielki sentyment. Bo trudno nie lubić pierwszych odcinków „SUPER KSIĘGI”. Są one naprawdę super, z dobrą fabułą, ciekawymi postaciami, świetnymi przygodami, jak również i niezłą muzyką i interesującym przesłaniem. No i również świetnie jest tu oddany klimat lat 80 XX wieku. Muszę jednak wam się przyznać, że sam serial nie był mi znany w dzieciństwie, poza kilkoma odcinkami, które miałem kiedyś nagrany na kasecie VHS. Pamiętam, że na pewno był wśród nich pierwszy odcinek, ale nie pamiętam, ile kolejnych odcinków tam jeszcze było, jeśli w ogóle było ich więcej na kasecie. Potem zaś, przypadkiem trafiłem w telewizji na kanale TV TRWAM odcinek tego serialu, który coś mi zaczął przypominać. Sprawdziłem w Internecie i odkryłem odcinki I sezonu po polsku, w tym pierwszy odcinek. A ledwie go obejrzałem, już wiedziałem, że jest to właśnie ten odcinek tego serialu, który znam z dzieciństwa. Z miejsca więc zapoznałem się z całym I sezonem, a im więcej to robiłem, tym bardziej byłem nim zachwycony. II sezon już mi się tak nie spodobał, ale powiem później, dlaczego tak jest. Zacznijmy więc od początku.
Pierwszy sezon anime rozpoczyna się w domu małego chłopca, Christophera „Chrisa” Peepera, który pewnego dnia wraz ze swą najlepszą przyjaciółką Joyeux „Joy” Quantum czyści na strychu książki swojego ojca (nieco ekscentrycznego profesora). Podczas tej czynności, dzieci znajdują starą książkę, która świeci i ku ich wielkiemu zdumieniu, w żaden sposób nie da się jej otworzyć. Po chwili książka jednak otwiera się sama i ukryty w niej duch przemawia do Chrisa i Joy. Okazuje się, że dzieci trafiły na stare i wyjątkowe wydanie Biblii o nazwie Super Księga. Książka proponuje Chrisowi i Joy podróż do czasów biblijnych, obiecując przy tym, iż nic złego im się nie stanie podczas tej wyprawy. Pomimo obaw, dzieci zgadzają się i trafiają do Edenu, gdzie spotykają Adama i Ewę, a także są świadkami pierwszego w dziejach świata złamania Boskich praw. W podróży tej towarzyszy im Gizmo, nakręcany robot zabawka Chrisa, który za sprawą mocy Super Księgi przenosi się wraz z dziećmi w czasie i staje się prawdziwym, żywym robotem służącym im pomocą w trudnych sytuacjach. Po powrocie do domu dzieci odkrywają, że choć spędzili w Edenie dwa dni, to w ich świecie minęło zaledwie kilka minut, a Gizmo znowu jest zabawką. Od tego czasu Chris i Joy w każdym odcinku przenoszą się w czasie za sprawą Super Księgi do różnych wydarzeń biblijnych, wyciągając z nich mądre lekcje na przyszłość, a przy okazji dobrze się bawiąc. W podróżach zawsze towarzyszy im wierny Gizmo. Przygody, które przeżywa trójka bohaterów to głównie wydarzenia ze Starego Testamentu, choć w kilku odcinkach bohaterowie poznają działalność Jezusa Chrystusa, a w ostatnim spotykają Pawła z Tarsu. Chris, Joy i Gizmo podczas swoich podróży są chronieni przez ducha Super Księgi, dzięki czemu nigdy nic złego im się nie staje. Nigdy też jednak nie mogą zmienić wydarzeń, w których biorą udział, co najwyżej przyczyniają się do ich szybszego zrealizowania. Przykładowo próbują w jakiś sposób nie dopuścić do grzechu Adama i Ewy, a także śmierci Abla i Samsona, ale niestety, przeznaczenie wyznaczone przez Biblię nie można zmienić. Zamiast tego dzieci nauczyły się naprawdę wielu ważnych i mądrych rzeczy.
Tak właśnie wygląda I sezon, do którego mam ogromną sympatię. Zanim przejdziemy do omówienia postaci, muszę jeszcze wspomnieć o II sezonu, który moim zdaniem pozostawia wiele do życzenia i dowodzi tego, że zmiana twórców w trakcie produkcji serialu nie jest najlepszym pomysłem.
Drugi sezon mocno zmienia fabułę serialu. Tym razem Chris i Joy są już starsi o kilka lat, a do tego schodzą na drugi plan, zaś głównymi bohaterami historii stają się młodszy brat Chrisa, Uriah „Uri” Peeper oraz Gizmo, którzy podróżują po wydarzeniach biblijnych za sprawą tej samej książki. Wszystko zaczyna się w chwili, gdy Super Księga zostaje otwarta przed włączonym komputerem. Jej moc wnika niespodziewanie do maszyny, która niedługo potem wciąga do swojego wnętrza pieska Rufflesa, a także Uriego i Gizmo (który w tym sezonie jest już prawdziwym robotem zbudowanym przez brata profesora Peepera). Chris i Joy nie są w stanie pomóc przyjaciołom ani ruszyć za nimi. Mogą jedynie obserwować przez komputer ich poczynania, a także próbować ukryć przed dorosłymi nieobecność Uriego. Tymczasem Uri i Gizmo poszukują Rufflesa, podróżując poprzez różne wydarzenia biblijne, jednak dopiero w ostatnim odcinku udaje im się odnaleźć pieska i wrócić do domu. Przez ten czas przeżywają wiele niesamowitych przygód, biorąc udział w historiach ze Starego i Nowego Testamentu, ale podobnie jak Chris i Joy w pierwszym sezonie, tak Uri i Gizmo w drugim nie mają prawie żadnego wpływu na rozwój wydarzeń. Warte uwagi jest to, że w drugim sezonie pojawiają się kilka razy te same historie, które zostały ukazane w pierwszym, ale tym razem są one przedstawione znacznie dokładniej i bardziej szczegółowo.
Jak więc widzicie, sezon II zdecydowanie zostaje daleko w tyle za sezonem I. Oczywiście fajnie było zobaczyć Chrisa i Joy jako starszych i mających wciąż do siebie ogromną słabość, choć nie jest ona aż tak podkreślona jak wcześniej. Ale niestety, sezon II denerwuje tym, jak do kiepskich drugoplanowych postaci zostali zredukowani nasi ulubieni bohaterowie, jak również i to, że Uri nie jest wcale tak ciekawym bohaterem, jak Chris w poprzednim sezonie. Jest po prostu naiwnym i chwilami naprawdę dość irytującym dzieciakiem wiecznie pakującym się w kłopoty, z których musi go ciągle wyciągać Gizmo. Z powodu tego wszystkiego mam wyraźnie niechęć do tego sezonu. Choć może niechęć to złe słowo, po prostu go nie lubię i już.
Pomówmy teraz o bohaterach tego serialu. Christopher Peeper, zwany przez wszystkich pieszczotliwie Chris, jest bardzo uroczym i sympatycznym chłopcem o czarnych włosach i brązowych oczach. Nie lubi matematyki i obowiązków, które musi wykonywać. Bywa leniwy i lubi wymigiwać się od pomagania rodzicom, ale też jest sympatyczny i serdeczny, nie lubi się poddawać i potrafi uparcie dążyć do celu, który chce osiągnąć. Bywa niekiedy zadziorny i złośliwy, ale mimo wszystko jest przede wszystkim sympatyczny. Jego ojciec jest naukowcem, choć nie wiemy, czym dokładnie się zajmuje. Możemy się jednak domyślać, że zajmuje się naukami ścisłymi. W sumie jest on narysowany jak stereotypowy naukowiec, czyli wysoki, chudy i w okularach, roztargniony i mało zorientowany w tym, co się dzieje na świecie, głównie pogrążony w świecie swojej nauki. Mimo tego jest dobrym mężem i ojcem, rodzina go bardzo kocha i szanuje. W II sezonie poznajemy jego młodszego brata, który też zajmuje się zajmuje nauką, ale interesuje go przyszłość i komputery, które ojciec Chrisa uważa za dziwaczne, gdyż woli tradycyjną naukę z pomocą książek.
No dobrze, tyle wiemy o Chrisie i jego ojcu i stryjku, a co z mamą? Czy Chris jej nie ma? Nie, ma ją. W pierwszych odcinkach I sezonu nie pojawia się ona na ekranie, jak się później dowiadujemy, ma to miejsce dlatego, że przebywała wtedy u swojej siostry i pomagała jej, gdy ta była w ciąży. Około połowy I sezonu pojawia się nareszcie i poznajemy ją lepiej. Dowiadujemy się, że jest ona taką nieco typową gospodynią domową. Lubi gotować, piec, spędza większość czasu w domu, towarzyszy mężowi w spotkaniach służbowych, bardzo kocha syna, jest do niego nieco bardziej wyrozumiała niż ojciec, a dodatkowo bardzo lubi Joy, którą traktuje niemalże jak własną córkę, raz nawet kupuje dla niej sukienkę, gdy tylko ją zobaczyła na wystawie. Bywa niekiedy roztargniona, czasami coś zapomina zabrać z domu, a na końcu I sezonu dowiadujemy się, że jest w ciąży i potem rodzi drugiego syna, Uriego.
Poznaliśmy teraz praktycznie całą rodzinę Peeperów. A teraz opowiedzmy o Joy. Dziewczynka jest urocza, słodka, ma ciemno-blond włosy, fioletowe oczy i bardzo sympatyczny charakter. Jest delikatna, wrażliwa i dobra, ale też niekiedy bardzo zadziorna, potrafi się złościć i wyzywać Chrisa, kiedy w jakiś sposób jego zachowanie jej się nie podoba. Jej złość przybiera niekiedy postać wręcz bardzo rogatego charakteru, ponieważ potrafiła raz pogonić z rakietą do badmintona Chrisa po całym podwórku, a innym razem ze złością goniła go po całym domu z piąstkami, póki nie odwołał stwierdzenia, jakoby była za gruba na sukienkę od jego mamy. Mimo wszystko naprawdę ona i Chris są serdecznymi przyjaciółmi i prawdopodobnie chodzą do tej samej klasy. Nie jest to jednak wyjaśnione. Można w sumie powiedzieć, że o Joy nie wiemy za wiele, poza tym, że ona po prostu istnieje. I nie jest to żart, ponieważ przez cały serial nie dowiadujemy się, kim są rodzice dziewczynki i jak Joy ma na nazwisko (jedynie ze źródeł pozafilmowych odkryć możemy, że nazywa się Quantum). Ważną cechą jej osobowości jest to, że nasza mała i słodka Joy jest zakochana w Chrisie, czego bynajmniej nie ukrywa. W jednym odcinku najpierw kocha się w gwieździe kina i jest zła, że ten się ożenił, ale potem, gdy Chris okazuje jej troskliwość, wyraźnie zaczyna darzyć chłopca uczuciem i w kilku odcinkach zaznacza, że chce za niego wyjść, gdy już dorosną oboje. Chris z kolei reaguje na to zadowoleniem, ponieważ taki pomysł bardzo mu się podoba. W kilku odcinkach pokazano też, że Joy była zazdrosna o Chrisa, gdy ten np. był zachwycony urodą kilku kobiet biblijnych np. Rebeki, Estery czy też królowej Saby. A i on jest nieco o nią zazdrosny, gdy np. chwaliła zbyt mocno Józefa, męża Maryi. Oboje więc, jak widzimy, mają do siebie ogromną słabość i my, jako widzowie, bardzo im kibicujemy i życzymy im dużo szczęścia, gdy już oboje dorosną.
Akcja serialu zawsze zaczyna się w domu Chrisa, do którego zwykle wpada Joy z wizytą i spędza czas z Chrisem, swoim najlepszym przyjacielem. Gdy nagle zaczyna błyszczeć Super Księga i z jakiegoś powodu, bo np. dzieci coś mówiły lub coś zrobiły i to uruchomiło nawiązanie do znanej opowieści biblijnej, dzieci zaraz wyjmują Super Księgę z szuflady biurka, książka się otwiera, proponuje dzieciom podróż do danej historii i ruszają wraz z wiernym Gizmo, który zawsze im w tej podróży towarzyszy. Warto przy tym zauważyć, że zwykle odcinek sezonu I kończy się tym, że dzieci wracają do domu z ciekawymi wnioskami. Ale czasami dochodzi do tego, iż kończy się fabuła odcinka na jakieś ciekawej scenie, która kończy opowieść biblijną i nie wiemy już powrotu dzieci do swego świata, choć nie jest to trudne do odgadnięcia, że tak właśnie się stało. Zatem twórcy serialu nieraz nie pokazują nam powrotu Chrisa i Joy do swego świata, ponieważ doskonale wiedzą, iż widzowie sami się go domyślą i nie zawsze warto wszystko na ekranie ukazywać. To pokazuje, że twórcy uważają nas za osoby dość inteligentne, aby móc samemu odkryć ten fakt.
Warto zaznaczyć, że serial rozgrywa się w latach 80 XX wieku, czyli w tych czasach, w których powstała bajka. Twórcy zatem starali się odtworzyć klimat epoki, a zatem dzieciaki po powrocie ze szkoły spędzają czas np. wspólnie ze sobą czytając komiksy, jeżdżąc na rowerach, grając w piłkę, grając w badmintona albo tenisa, czy jeżdżąc na rolkach. Miło jest popatrzeć na to, zwłaszcza wtedy, gdy się jest dzieckiem lat 90 XX wieku, który podobnie jak lata 80 miało to do siebie, że dzieciaki tak często biegały tam po podwórku i na nim spędzały czas po szkole, od czasu do czasu oglądać coś w telewizji i bynajmniej nie śniły nawet o tym, aby używać komputerów do czegoś innego, jak tylko do pracy. Dzisiaj, w czymś, co można nazwać dobą komputerów, trudno sobie wyobrazić, że dzieciaki mogły tak prozaicznie żyć, ale taka bajka jest tego najlepszym dowodem. Rzecz jasna bajka też pokazuje pewne inne motywy z lat 80. Chris jako chłopiec zajmuje się niekiedy budowaniem czegoś z niczego, bo chłopcy lubili majsterkować. Joy nosi zawsze sukienkę i ma romantyczną naturę. Tata pracuje, mama głównie siedzi w domu i robi zakupy na obiad czy kolację. Chris też, jak to chłopiec, nieraz opiekuje się Joy i zasłania ją przed niebezpieczeństwem, gdy do niego dochodzi, a Joy bez wahania chowa się za jego plecami lub łapie go za ramię na znak, że się czegoś boi i potrzeba jej jego obrony. Zatem pewne stereotypy na temat ludzi i płci. Nie są one jednak pokazane w sposób wulgarny i odpychający, a raczej słodki i sympatyczny i niejedna feministka może się czepiać mamy Chrisa, że jest kurą domową, a małej Joy, że nie nosi dżinsów, ale prawda jest taka, że widząc, jak dobrze się bawią, gdy realizują stereotypy, same mogą im zazdrościć tak radosnego, chociaż może stereotypowego życia, jakie te urocze kobiece bohaterki wiodą.
Wspomniałem o tym, że bajka nie jest religijna. Wydaje się to niemożliwe, aby serial anime opowiadający o wydarzeniach z Biblii nie był przesiąknięty do szpiku kości religijnymi hasełkami. Jednak, co może zdziwić, tak właśnie jest. Ten serial nie jest nimi przesiąknięty. Możliwe, że to dlatego, iż jest to bajka japońska. Gdyby nakręcono ją w Europie, nie wiadomo, jakby wyglądała. Możliwe też, że duży wpływ na to miało również i to, że po prostu powstała w czasach, kiedy seriale animowane były tak tworzone, aby były dla wszystkich, nie tylko dla tych dzieci, które wierzą w Boga katolickiego czy innego. Po prostu serial miał być dla wszystkich i dlatego właśnie jako taki jest miły dla oka i ucha. Pamiętam, jak kiedyś jeden mój znajomy obejrzał za moją radą I sezon tego serial i był nim wręcz zachwycony, zwłaszcza, kiedy porównywał go do remaku „KSIĘGA KSIĄG”. Zaznaczył, iż zachwyca go szczególnie to w tej produkcji, że serial nie dźgał mu w oczy hasełkami biblijnymi. Co prawda, te padły kilka razy w produkcji, ale nie były one nachalne i nie próbowały nam wpoić jakąś konkretną teorię religijną do głowy. Dodatkowo spodobały mu się to, że postacie w tym serialu umieją się czegoś nauczyć po zakończeniu swoich przygód i nie powtarzają już starych błędów. Bo w przeciwieństwie do remaku, dzieci nie lecą do świata Biblii wtedy, kiedy coś zbroiły i muszą się czegoś nauczyć, ale dlatego, że po prostu mają czas i możliwość przeżyć jakąś przygodę, a to, co powiedziały lub zrobiły w jakiś sposób przypomniało Super Księdze o tym, co miało miejsce w Piśmie Świętym. Ważną różnicą między oryginałem a remakiem jest to, w anime nie dochodziło do sytuacji, kiedy Super Księga zmuszała dzieci do podróży. Na sam początek zawsze pytała Chrisa i Joy, czy chcą ruszyć w podróż, a gdy ci to potwierdzili, natychmiast zabierała ich w podróż. Na pozór nie jest to jakoś bardzo ważne, ale tak naprawdę również ma związek z Biblią i jej przekazem, z których jeden z nich mówi, iż człowiek ma zawsze wolną wolę i od niego zależy, jaką drogą podąży. Anime zatem pokazuje nam biblijną wartość, ukazaną jako coś jak najbardziej normalnego, jako zwykłą i świecką zasadzę, której może przestrzegać bez trudu każdy, nawet ateista.
Nie można oczywiście nie wspomnieć o polskim tłumaczeniu tego serialu. Jak dotąd, nie doczekał się on wersji z polskim dubbingiem, choć mam nadzieję i to ogromną, iż kiedyś to ulegnie zmianie. Jak na razie jednak serial ten jest dla nas dostępny jedynie w wersji z lektorem, którym jest Roman Baczyński, gdyż z takim lektorem serial był emitowany w Polsce na kanale TV TRWAM. Nie wiem, jaki lektor towarzyszył serialowi we wcześniejszych emisjach tej bajki. Wiem jednak, że polscy tłumacze nie byliby sobą, gdyby nie spolszczyli imion bohaterów. Tak więc zamiast Chrisa Peepera mamy w polskiej wersji Krzysia Patrzałka, z kolei zamiast Joy mamy Olę. O ile jeszcze przeróbka Chrisa na Krzysia ma sporo sensu, bo ostatecznie Christopher to Krzysztof, to przemiana Joy na Olę jest moim zdaniem pozbawiona jakiekolwiek logiki. Chyba twórcy wzięli sobie to imię tylko dlatego, że było ono trzyliterowe i jednosylabowe, tak jak oryginalne. Jednak to im można odpuścić, w przeciwieństwie do większej zbrodni, którą jest zmiana tego, kim dla Chrisa jest Uri. Chociaż w tym wypadku zawinili już amerykańscy tłumacze, na których bazowali polscy. W amerykańskim tłumaczeniu bajki, z powodu, który nie zostaje nam wyjaśniony, Uri zamiast bratem Chrisa staje się... jego kuzynem, synem brata profesora Peepera. Odbiera to sporo sensu serialowi, gdyż przecież mama Chrisa na końcu I sezonu mówi, że spodziewa się drugiego dziecka. Według japońskiego oryginału tym dzieckiem był właśnie Uriah zwany Uri. W amerykańskim i polskim tłumaczeniu z kolei chłopiec z jakiegoś powodu staje się kuzynem Chrisa i synem jego stryja, co oczywiście pozbawia zakończenie I sezonu jakiegokolwiek sensu. Gratuluję, amerykańscy twórcy dubbingowi. I wam, polscy tłumacze, którzy musieliście papugować ich pomysły.
Podsumowując, serial jest naprawdę świetny. Animacja może nieco lekka, a w kilku scenach wyraźnie widać, że są one kopiami innych, wcześniej użytych scen, ale są to tylko drobiazgi, która można im wybaczyć. Warto też dodać, że serial w Japonii zdobył taką popularność, że doczekał się spin-offu w postaci serialu anime „LATAJĄCY DOM”, w którym pewien chłopiec ze swoją sympatią, swoim młodszym bratem, pieskiem i robotem Gizmo trafia do tytułowego domu, który zbudował pewien profesor i z jego pomoc dzieciaki podróżują w czasie i spotykają postacie biblijne. Serial ten nie zdobył co prawda jakieś wielkiej popularności, ale jego istnienie dowodzi, że „SUPER KSIĘGA” cieszyła się kiedyś ogromnym wręcz sukcesem i w sumie nadal się cieszy, skoro powstał remake w postaci serialu o animacji komputer, która to animacja nazywa się „KSIĘGA KSIĄG”, ale o niej sobie opowiemy osobno. A na razie serdecznie zapraszam do poznawania świata naszych uroczych bohaterów, którzy nawiasem mówiąc, wyglądem niesamowicie wręcz przypominają postacie Asha i Sereny z anime „POKEMON”. W końcu tam też chłopak ma czarne włosy i brązowe włosy, a dziewczyna ciemno-blond i oboje mają do siebie ogromną słabość. Przypadek? Chyba nie.
Zatem podsumowując, czy polecam ten serial? Jak najbardziej. Uważam, że jest on produkcją dla wszystkich, zarówno wierzących, jak i niewierzących. Każdy z nas znajdzie w nim bowiem coś dla siebie i każdy, tak przynajmniej czuję, polubi te urocze dzieciaki i niejeden przeżyje z nim jeszcze super przygody.

poniedziałek, 21 czerwca 2021

Denver, ostatni dinozaur (1988)


Denver, ostatni dinozaur
To jest kumpel sprzed milionów lat.
Denver, morowy dinozaur.
Żyje sobie pośród nas jak ssak.

Ten nasz kopalny gad
Już kocha cały świat.
Jego lubią też, choć to jest wielki zwierz.
Denver, ostatni dinozaur.
Spróbuj zgadnąć, czy to gad, czy ssak.

Ten najprawdziwszy smok
Szokuje nas, co krok.
Ale sympatyczny dino bawi miną swą.
A najdziwniejsze jest,
Że miewa ludzki gest.
Nigdy nie bywa zły,
Nie skrzywdzi nawet pchły.

Denver, ostatni dinozaur
To jest kumpel sprzed milionów lat.
Denver, ostatni dinozaur
Zawsze dobry humor ma.
Nasz dino!

Taką właśnie piosenką zaczynał się serial, o którym chciałbym dzisiaj wam opowiedzieć. Jest to obecnie mało znana produkcja, chociaż stała się ostatnio nieco bardziej popularna z powodu remaku, którego niedawno się doczekaliśmy. Rzecz jasna, remake ten powstał w ramach rozwijania mody na tworzenie nowych wersji znanych bajek z lat 90 XX wieku, oczywiście w wersji komputerowej. Na tej bazie powstały nowe wersji „SUPER KSIĘGI”, „INSPEKTORA GADŻETA” czy też „ALVINA I WIEWIÓREK”. Niedawno zaś przeżyłem wielki szok, kiedy całkiem przypadkowo zobaczyłem na telewizji Puls 2 serial animowany, który myślałem, że będzie starą i dobrą produkcją z mojego dzieciństwa, a okazał się być remakiem i to stworzonym w beznadziejnej, komputerowej animacji. Zrozumiałem wtedy, że oto mam do czynienia z kolejną nową wersją klasyki, stworzoną po to, aby nabić sobie kabzę. Mój szok zatem był ogromny, podobnie jak zapewne szok wielu dzieciaków XXI wieku, gdy odkryją, że ten serial, o którym dzisiaj będziemy mówić, istniał również w wersji animowanej tradycyjnie i to o tej wersji chciałbym dzisiaj opowiedzieć.
Jakie zwierzęta cieszyły się największą popularnością w latach 80 i 90 XX wieku? Jakie wywoływały u dzieciakach wielką radość i podniecenie i to tak wielkie, że sobie kupowały ich figurki, albumy z naklejkami o nich, oglądały o nich bajki oraz filmy i w krótkim czasie zdobywały o nich naprawdę ogromną wiedzę, przy okazji dobrze się przy tym bawiąc? Myślicie, że kotki, pieski, a może liski czy inne takie? Nic z tych rzeczy. To były zwierzęta dawno już wymarłe. Dinozaury. To one były największym hitem w latach 90 XX wieku, jeżeli mowa o menażerii. Co było tego powodem? Zapewne film Stevena Spielberga „PARK JURAJSKI”, który zdobył ogromną popularność wśród widzów dużych i małych. Oczywiście przed filmem była też powieść i właściwie, to od niej rozpoczął się ten cały fenomen. To dzięki niej powstały pierwsze seriale animowane o dinozaurach, w tym i ta bajka, o której mówię. Jednak być może fenomen ten minąłby dosyć szybko, gdyby nie ekranizacja powieści „PARK JURAJSKI” stworzona przez gościa od efektów specjalnych, czyli Stevena Spielberga. To on sprawił, że uwierzyliśmy w to, iż dinozaury mogłyby żyć i w naszych czasach. To właśnie dzięki niemu zainteresowaliśmy się badaniami paleontologicznymi. To on sprawił, że nasza wyobraźnia na sam dźwięk słowa „dinozaur” zaczynała od razu pracować na pełnych obrotach. Fenomen, jaki wywołała powieść „PARKU JURAJSKI”, a który potem rozwinął swoim filmem Spielberg był czymś więcej niż przepustką do sławy twórcy przygód Indiany Jonesa. Był też czymś więcej niż możliwością tworzenia kolejnych produkcji o wymarłych już dawno dinusiach, takich jak „ZAGINIONY ŚWIAT: PARK JURAJSKI 2” czy „PARK JURAJSKI 3” albo też współczesne produkcje, takie jak „JURRASIC WORLD” czy animowany „PARK JURAJSKI” w wersji klocków Lego. To był również moment, gdy otwarto drzwi wielu twórcom seriali animowanych, które odtąd zaczęły niemalże maniakalnie tworzyć bajki o dinozaurach. Swego czasu powstała piękna bajka Dona Blutha „PRADAWNY LĄD”, teraz powstało jeszcze kilkanaście jego kontynuacji innych twórców i o raczej wątpliwej jakości fabularnej. A wszystko dlatego, że jeden film Spielberga wywołał taki fenomen. Ale nie tylko podpisywanie się pod Dona Blutha było efektem tego fenomenu. Również jego efektem było stworzenia kilku różnych seriali animowanych o dinozaurach. Jednym z nich był serial „DINUSIE” raczej kierowany dla młodszej widowni. Innym „NIEBEZPIECZNE DINOZAURY”, gdzie grupa inteligentnych dobrych dinozaurów, które walczą z grupą złych Raptorów o to, aby ocalić ludzkość przed zniszczeniem. To już była produkcja animowana dla nieco starszych widzów. Podobnie jak „UFOZAURY”, który to połączył ze sobą aż dwa fenomeny: modę na dinozaury oraz modę na sf. W tej animacji grupa dinozaurów z kosmosu, czyli Ufozaurów wylądowała na Ziemi i spotkała grupę miejscowych dzieciaków, dała im magiczne pierścienie i wraz z nimi walczyła z inną grupą kosmicznych dinozaurów, ale tych złych, którzy to nazywali się Tyranosy. Nie zabrakło tu oczywiście walk na statki kosmiczne, pościgów na latających skuterach i innych takich. Produkcja ciekawa, ale chyba tylko dla dzieciaków, bo obecnie mocno trąci myszką, choć i tak wypada dużo lepiej od wielu współczesnych produkcji.
Oczywiście to tylko niektóre, najsłynniejsze i najlepiej pamiętane przeze mnie produkcje dla dzieci o dinozaurach. Potem były jeszcze inne np. bajka Disneya „DINOZAUR”, ale to już temat na osobną opowieść. Były też Pokemony, które to zwykle wyglądem przypominały różne zwierzęta, także i niekiedy dinozaury. Były też Digimony, stworzone na podobnych zasadach. Pamiętam, że główny bohater tej bajki miał za swego wiernego towarzysza Digimona wyglądającego jak mały, pomarańczowy tyranozaurus rex. Nawet mam wciąż maskotkę tego stworka w swojej kolekcji zabawek z dzieciństwa. Jak zatem widać, dinozaury na przełomie XX i XXI wieku cieszyły się ogromną popularnością, a obecność takich filmów jak „JURRASIC WORLD” lub klockowa wersja „PARKU JURAJSKIEGO” jasno nam pokazuje, że ta moda obecnie powróciła do łask i nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić. A wszystko rozpoczęło się od jednej książki, a było potem kontynuowane dzięki jednemu filmowi. One to właśnie rozpoczęły tę jakże ciekawą modę.
No, może nie tak do końca one, ponieważ niektóre bajki o dinozaurach powstały zanim jeszcze wydano książkę „PARK JURAJSKI”, która powstała w 1990 roku. Ale sobie powiedzmy szczerze: gdyby nie ta powieść, a potem trzy lata później ekranizacja tejże powieści, pewnie owa moda skończyłaby się na kilku bajkach, takich jak „PRADAWNY LĄD” Dona Blutha czy bajka, o której będziemy mówić. Możliwe też, że owe bajki by przeszły bez większego echa, gdyby nie pewna książka i pewien pan, który wpadł na zwariowany pomysł, aby ją zekranizować. Dzięki niej bajki, jakie powstały przed „PARKIEM JURAJSKIM”, choć wcześniej były tylko lubiane, teraz stały się częścią fenomenu. To dzięki niemu mogliśmy też obejrzeć te oto wszystkie bajki w Polsce. Gdyby nie to, to być może nie słyszelibyśmy nigdy o takich produkcjach jak „PRADAWNY LĄD”, co byłoby olbrzymią dla nas, polskich widzów stratą. Olbrzymią jak największy dinozaur tego świata.
Podsumowując zatem ten nieco przydługi wstęp, pewna moda na bajki o dinozaurach pojawiła się sama z siebie, możliwe, że z powodu wzrostu odkryć paleontologicznych. Ale moda ta przemieniła się w fenomen, który trwa do dziś dzięki „PARKOWI JURAJSKIEMU”, który nadał tej modzie zupełnie nowe dla nas znaczenie. A kiedy ta moda miała swoją pierwszą fazę, powstała ta oto bajka, o której chcę opowiedzieć. Bajka „DENVER, OSTATNI DINOZAUR”. Ten oto serial animowany powstał jeszcze zanim pan Spielberg zaczął się bawić w ożywianie dinozaurów i zanim jeszcze stały się one częścią popkultury i po prostu były lubiane przez dzieciaki. Wtedy jeszcze dzieciarnia nie wariowała aż tak na punkcie dinozaurów, ale je lubiła i chciała je lepiej poznać. Wtedy też miało miejsce stworzenie serialu o przygodach Denvera, który do Polski trafił dopiero w latach 90, a stał się popularny już po rozpoczęciu fenomenu przez pana Spielberga. Jemu to możemy podziękować, że dziś znamy i możemy na nowo poznawać tę naprawdę uroczą, zabawną i bardzo sympatyczną bajkę. Ale o czym ona jest, zapyta ktoś?
Fabuła bajki nie jest raczej specjalnie skomplikowana. Opiera się ona bowiem na tych samych schematach, co film „E.T” czy serial „ALF”. Po prostu w małej ludzkiej społeczności pojawia się pewna istota, która nie ma prawa tutaj istnieć i musi się ona ukrywać przed światem ludzkim, w czym pomagają jej zaufani ludzie o dobrych sercach i nieco zwariowanych charakterach. Schemat może nieco dla niektórych wyświechtany, ale w tej bajce sprawdził się bardzo dobrze. Serial bowiem opowiada o czterech kolegach o imionach: Jeremy, Wally, Shades i Mario. Mieszkają oni w Kalifornii i chodzą razem do tej samej klasy. Jak na dzieciaki z lat 80 XX wieku przystało, uwielbiają oni muzykę rockową, jazdę na deskorolkach i rowerach, grę w koszykówkę itp. zabawy. Pewnego dnia trafiają oni na wielkie jajo dinozaura, które były zasypane piaskiem na placu budowy, ale teraz przypadkiem zostaje odkopane. Z jajka, na oczach chłopców, wykluwa się dinozaur z gatunku korytozaur. Chłopcy nazywają go Denver, a jeden z nich ukrywa go u siebie. Cała czwórka dobrze wie, że nie mogą dopuścić do tego, aby Denver został przez ludzi odkryty, gdyż szybko stałby się celem łowców sensacji, naukowców i innych takich wariatów. Ukrywają więc skutecznie dinozaura, ucząc go ludzkiej mowy, aż Denver opanowuje ją w stopniu zadowalającym, aby móc się z nimi porozumieć. Chłopcom pomagają w tym wszystkie dwie dziewczyny. Jedną z nich jest Heather, starsza siostra Wally’ego, a drugą sympatyczna mała sąsiadka Casey. Cała szóstka dzieciaków przeżywa szereg niesamowitych przygód w towarzystwie Denvera, przy okazji starając się ukrywać jego obecność przed ludźmi. Idzie im to tym łatwiej, że ludzie widząc Denvera, biorą go zwykle za robota lub człowieka przebranego za dinozaura. Mimo to przyjaciele starają się zawsze chronić Denvera przed ciekawskimi ludźmi. Muszą też uważać na pewnego cwanego biznesmena, Mortona Fitzzbacka, który wie o tym, że Denver istnieje i kilkakrotnie przez cały serial próbuje zarobić na dinozaurze. Już w pierwszych odcinkach porywa dinusia i zmusza go do występów na scenie w zespole rockowym jako gitara prowadząca, ale mimo wszystko ludzie biorą Denvera za człowieka w stroju dinozaura i nasi bohaterowie zdołali uratować przyjaciela, ośmieszając przy okazji Mortona. Ten jednak nie odpuszcza i kilkakrotnie próbuje jeszcze wykorzystać Denvera do swoich celów, ale nigdy mu się to nie udaje i zawsze zostaje pokonany. Prócz tego drugim, poważnym przeciwnikiem naszych bohaterów jest szkolny łobuz Nick i jego kumple, którzy nieraz psują szyki przyjaciołom Denvera, choć zwykle to się obraca przeciwko nim. Serial zatem obfituje w ciekawe przygody, oddające przy okazji doskonale klimat lat 80 XX wieku i jakie były wtedy zwyczaje oraz pasje nastolatków amerykańskich z tego okresu. Można zatem śmiało powiedzieć, że to bajka, przy której nie sposób się nudzić.
Serial był w Polsce emitowany za pierwszym razem jeszcze przed premierą filmu „PARK JURAJSKI”, dlatego przeszedł bez większego echa. Dopiero rok po premierze tego filmu ponownie serial został wyemitowany w naszym kraju i od razu zyskał wielką sympatię widzów. Leciał na kilku kanałach, głównie jednak na RTL 7, tam ja widziałem ten serial. Bajka była emitowana z polskim dubbingiem, z nim również została wydana na kasetach VHS. Później była emitowana na kanale Tele 5, jednak tym razem w wersji z lektorem, którym był Henryk Pijanowski. My jednak powiedzmy sobie co nieco jeszcze o wersji z dubbingiem, o obsadzie tegoż dubbingu, a ta jest bardzo ciekawa. Wystąpili w niej bowiem tak:

Mieczysław Gajda jako Denver
Cezary Kwieciński jako Wally Adams
Krzysztof Ibisz jako Jeremy Anderson
Jerzy Mazur jako Mario
Paweł Galia jako Charlie „Shades”
Halina Chrobak jako Casey
Barbara Bursztynowicz jako Heather Adams
Włodzimierz Bednarski jako Morton Fitzzback
Krzysztof Tyniec jako Nick
Maria Homerska jako „Paskudna Berta” Bird
Ewa Kania jako Narratorka
Jolanta Wołłejko jako nauczycielka geografii
Andrzej Zieliński
Ewa Serwa
Joanna Jędryka
Iwona Rulewicz
Leopold Matuszczak
Tomasz Stockinger
Leopold Matuszczak
Andrzej Bogusz
Cezary Pazura
Jerzy Złotnicki
Małgorzata Boratyńska
Robert Rozmus
Jacek Jarosz
Andrzej Chudy
Józef Mika
Ryszard Olesiński
Mirosława Krajewska

Podsumowując zatem, czy polecam ten serial? Oczywiście, że tak. Dlaczego? Bo jest to urocza i sympatyczna bajka dla dużych i małych widzów. Mniejsi na pewno będą zachwyceni Denverem i tym, jaki on jest uroczy. Więksi wyłapią w tym serialu sporo aluzji i nawiązań do amerykańskiej popkultury. A oglądając wersję z polskim dubbingiem, wypatrzą tutaj sporo znakomitych aktorów i aktorek wciąż przez nich podziwianych, choć na pewno nie kojarzonych z tą właśnie bajką. A zatem wskakujcie na deskorolkę i poznajcie wraz z nami sympatycznego dinusia wywijającego swobodnie na gitarze i przeżywającego szereg niesamowitych wręcz przygód u boku wiernych przyjaciół. Bajka szczególnie spodoba się tzw. starym wyjadaczom, którzy lubią stare i dobre produkcje i lubią wracać do bajek z czasów swego dzieciństwa. Ale i nowe pokolenie powinno ją polubić ze względu na lekką i bardzo przystępną fabułę. Podsumowując więc, w tej bajce każdy znajdzie coś dla siebie. Musi tylko chcieć poszukać.

Dogtanian i muszkieterowie (1981-1982)

Muszkieterów dzielnych trzech Świat wspaniały dziś poznamy. Jeden tu za wszystkich, A wszyscy za jednego. Oddać życie każdy z nich Gotów jes...