poniedziałek, 29 marca 2021

Wezyr Nic-po-nim (1996)


Chcę zostać sułtanem, zamiast sułtana!

Ten oto cytat chyba znają wszyscy, którzy wychowali się w latach 90 XX wieku i znają choć trochę bajki emitowane na nie istniejącym już kanale RTL 7. Nie pochodzi on jednak z bajki „ALADYN” Disneya i nie wypowiada go słynny zły wezyr Dżafar, choć do niego bardzo by te słowa pasowały. Wypowiada go zupełnie inna postać, którą chyba większość z nas dobrze zna i nic w tym raczej dziwnego. Trudno jest bowiem być dzieckiem lat 90 i nie znać, choćby tylko ze słyszenia, bajkę o przygodach wrednego wezyra intryganta, który próbuje obalić swego władcę i zająć jego miejsce na tronie, z mizernym oczywiście skutkiem. Dla tych jednak, którzy jakimś cudem nie znają tej postaci i jego zwariowanych przygód, przedstawiamy: oto jest wezyr Nic-po-nim, wredny drań i intrygant, dodatkowo też przerysowany choleryk i postać, której nie można zaufać nawet w kwestii pożyczenia kilku monet na wino, a co dopiero w poważniejszych sprawach. Krótko mówiąc, główny bohater omawianej przez nas naprawdę rewelacyjnej i zabawnej bajki.
Po raz pierwszy wezyr pojawił się na kartach komiksów napisanych przez Rene Goscinny’ego i Alberto Uderzego. Jeśli te dwa nazwiska wydają się wam jakoś znajome, to spieszę z wyjaśnieniami: tak, nie mylicie się. Ci dwaj panowie napisali komiksy o przygodach Asterixa i Obelixa. Ale oprócz tego stworzyli też komiksy o innych naprawdę ciekawych postaciach. Jedną z nich był Lucky Luke, samotny kowboj walczący z przestępcami i umiejący pokonać w strzelaniu swój własny cień. Innymi są starsi bracia dzielnych Galów, czyli Indianin Umpa-pa z plemienia Szpoko-Szpoko i jego biały brat Hubert de La Purre de Cartofele, znany też jako Podwójny Skalp, francuski szlachcic i kolonista. Ta druga para bohaterów jest mało znana w Polsce, choć wydano w naszym kraju komiksy, które o nich powstały i osobiście bardzo żałuję, że nie doczekały się ekranizacji, gdyż są tego warte. Inną ciekawą postacią, którą współtworzyli Goscinny i Uderzo jest słynny Mikołajek i jego przyjaciele. Ale dzisiaj pomówimy sobie o innej postaci, którą w Polsce myślę, że wiele osób z pokolenia lat 90 dobrze jeszcze pamięta. Mowa tutaj o wezyrze Iznogudzie. Tak, wzrok nas nie myli. Oryginalnie nasz bohater nazywa się Iznogud, a nie Nic-po-nim. Dlaczego więc u nas jest znany pod zupełnie inną nazwą? Już wyjaśniamy tę kwestię.
Oryginalne komiksy rozgrywają się w pewnym fikcyjnym arabskim świecie. Na jego czele stoi dobroduszny, lecz safandułowaty kalif Harun Arachid zwany „Grubassosem”, który jednak niewiele się przejmuje sprawami państwa i we wszystkim, w czym tylko może, wysługuje się wezyrem Iznogudem, swoim „wiernym” sługą. Oczywiście nie wie, że wezyr to nędzny drań, który co prawda dobrze w jego imieniu rządzi krajem, ale nie zamierza być wierny swemu panu i próbuje go obalić w każdy możliwy sposób. Pomaga mu w tym jego sługus Pali Bebech. Wezyr często powtarza „Chcę być kalifem, zamiast kalifa” i zżera go ambicja, aby zajść najwyżej w hierarchii społecznej całego kraju. Co prawda, nie jest mu to potrzebne, ponieważ kalif nie zajmuje się sprawami państwa, umie tylko dyrygować służbą, która ma go nakarmić lub ewentualnie jeszcze przyjmować zagranicznych gości. W praktyce więc cała władza znajduje się w rękach wezyra, na którego spada odpowiedzialność za rządzenie krajem. Jednak wezyrowi to nie wystarczy, ponieważ i tak boska cześć poddanych jest oddawana kalifowi i to właśnie jego ludzie czczą i wielbią. Wezyr, który ma przerost ambicji, chce mieć również i to, dlatego ciągle knuje jakieś intrygi. Każdy komiks o przygodach Iznoguda opowiada kilka oddzielnych historii o przygodach podstępnego wezyra i ukazuje jego intrygi. Historie te nie są ze sobą powiązane, gdyż są one całkowicie niezależne od siebie i pokazują nam, jak wezyr coś knuje, aby się pozbyć kalifa i zająć jego miejsce, jednak zawsze kończy się to tym, że wpada w pułapkę bez wyjścia, znika w tajemniczych okolicznościach lub zostaje nieodwracalnie unieszkodliwiony. Ale tylko do kolejnej opowieści, w której to wszystko wraca do normy i znowu wezyr tworzy podstępny plan, mający na celu pozbawienia kalifa władzy i objęcie jego tronu. Komiksy stanowią w dużej mierze parodię „KSIĘGI TYSIĄCA I JEDNEJ NOCY”, pełno w nim bowiem dżinów, latających dywanów i czarodziejów. Dodatkowo jeszcze mnóstwo tu gier słownych. Samo imię wezyra mówi samo za siebie, gdyż nawiązuje do słów „is no good”, czyli „jest niedobry”. Na podstawie komiksów powstał serial animowany, a także film aktorski z 2005 roku. Pierwotnie sam Goscinny chciał sam stworzyć ekranizację, w której główną rolę zagrałby sam wielki Louis de Funes, ale niestety jego plan się nie powiódł. Wielka szkoda, ponieważ uważam, że byłby to naprawdę super film, zwłaszcza znając talent komediowy tego znakomitego francuskiego aktora.
Skupmy się na serialu animowanym. Ma on dokładnie taką samą fabułę, co komiksy, a przynajmniej taką samą konstrukcję, ponieważ przygody są już różne, ale często wzorowane na tych z komiksów. Serial ma 26 odcinków, każdy jest podzielony na dwa epizody. Przygody w nich ukazane są niesamowicie zabawne i pełne dowcipów, z których wiele dotyczy polityki i w sumie jedynie dorośli w pełni je zrozumieją i zapewne dlatego ten serial cieszył się większą popularnością wśród dorosłych widzów aniżeli wśród dzieci, choć i te były nim zachwycone, bo i trudno się tutaj nie zachwycać. Każdy odcinek bawi, sam wezyr, choć jest postacią złą, to jednak cieszy się sympatią widzów, głównie ze względu na to, iż jest tak doskonale stworzony, jako przerysowany choleryk, a jednocześnie intrygant i łajdak, który dość często jest dwulicowy, gdyż udaje on wiernego sługę swego władcy, a po cichu chce się go pozbyć. W polskim dubbingu serialu zmieniono nieco imiona postaci i kilka tytułów, które oni piastują, także zamiast kalifa mamy sułtana, zamiast Haruna Arachida mamy Haruna Łaskawego, zamiast Iznoguda mamy Nic-po-nima, a zamiast Pali Bebecha mamy Abdullaha. Nie wiem, po co zrobiono te zmiany, najprawdopodobniej dlatego, aby po polsku wszystko było bardziej dla polskiego dzieciaka zrozumiałe. Jeśli tak, to im się udało. W każdym razie o wiele lepiej dzisiaj w Polsce kojarzą wezyra Nic-po-nima zamiast wezyra Iznoguda. Jakby się jednak on nie nazywał, jest po prostu super i jego przygody ciągle bawią do łez tym, jak doskonale są skonstruowane. Dumą napawa przy tym myśl, że twórca komiksów i współtwórca serialu, Rene Goscinny, ma polskie pochodzenie. Widać to prawda, że Polak potrafi.
Jak wyglądają typowe przygody wezyra? Oto streszczenie jednej z nich, moim zdaniem najzabawniejszej, która pomoże lepiej nam zrozumieć, jak wygląda ten serial. Wezyr Nic-po-nim jest świadkiem, jak w jednym barze pewien biednie odziany facet wydaje grube sumy na porządny posiłek, a potem kupuje cały interes, płacąc złotymi jajami. Wezyr aresztuje go i zmusza, aby powiedział mu, skąd ma tę swoją walutę. Gość wyjaśnia, że z pewnej wyspy, na której żyje pewien struś, który znosi złote jaja. Wezyr i jego wierny sługa Abdullah ruszają z tym gościem w drogę i docierają na wyspę. Najpierw z trudem unikają ataku ludzi, którzy kochają krzyżówki i próbują ich zmusić do szalonej gry. Potem spotykają strusia i gość wyjaśnia, że trzeba mu śpiewać, aby znosił złote jaja. Wezyr zaczyna więc śpiewać, strasznie przy tym fałszując. Struś znosi jaja, a kocie zawodzenie Nic-po-nima ściąga burzę. Załamany struś (którego nie wiem, co bardziej boli - uszy czy kuper) pada nieprzytomny na stos złotych jaj, które zniósł, a które zabiera wezyr z wiernym sługą. Za pomocą owego skarbu próbuje przekupić wierną straż sułtana, aby ta służyła teraz jemu i obaliła Haruna Łaskawego. Straż jednak zamiast tego aresztowała wezyra i zamknęła w klatce zawieszonej na rynku miejskim. Przechodzi tam gość, od którego wszystko się zaczęło i wyjaśnia on wezyrowi coś, co chciał mu powiedzieć już wcześniej, ale Nic-po-nim nie chciał go słuchać i dlatego nie zrobił tego. Tym faktem było to, że struś owszem, znosi jaja, kiedy mu się śpiewa, ale jeśli śpiew jest fałszywy, to złoto też fałszywe. Załamany wezyr musi ponosić konsekwencję tego, iż nie chciał wysłuchać do końca gościa, którego zmusił do współpracy.
Tak oto wygląda streszczenie jednej z epizodów przygód wezyra. Ja osobiście bardzo miło go wspominam, podobnie jak i inne odcinki serialu. Pamiętam, że to była pierwsza bajka, którą obejrzałem wraz z nieżyjącą już niestety moją ukochaną dziewczyną Joasią, której chcę zadedykować tę recenzję. Pamiętam, jak oboje śmialiśmy się do łez z intryg Nic-po-nima i żartów, jakie tam padały, a zwłaszcza tych, które nawiązywały do polityki, jak choćby: „Ale ja jestem wezyrem. Chroni mnie immunitet” xD Wiele tekstów z tego serialu weszło potem do naszego języka potocznego, jak choćby „Dabu-dabra”, czyli zaklęciem, którym wezyr miał uruchomić latający dywan mający wywieźć sułtana do Chin. Albo jeszcze słynne: „Chcę zostać sułtanem, zamiast sułtana” i jeszcze „Abdullahu!”, kiedy wezyr wołał swego wiernego sługę, aby mu wydać polecenie. Albo jeszcze tekst: „I tak mam wieczność przed sobą” lub „Wybacz, nie biorę wielbłądostopowiczów”, pochodzące z odcinka, kiedy wezyr i Abdullah błądzili po drodze prowadzącej donikąd. Szczególnie rozbawił nas jednak polski dubbing do tej bajki, który składa się z naprawdę znakomitych nazwisk, stanowiących już same w sobie zachętę do obejrzenia tego serialu animowanego.
W polskim dubbingu do tej bajki wystąpili:

Jacek Czyż jako wezyr Nic-po-nim
Wojciech Machnicki jako Abdullah
Kazimierz Kaczor jako sułtan Harun Łaskawy
Włodzimierz Bednarski
Mieczysław Gajda
Marek Frąckowiak
Andrzej Gawroński
Ryszard Nawrocki
Mariusz Leszczyński
Aleksander Gawroński
Jan Kulczycki
Artur Kaczmarski
Tadeusz Borowski
Jerzy Mazur
Cezary Kwieciński
Aleksander Mikołajczak
Arkadiusz Jakubik
Jarosław Domin
Agata Gawrońska-Bauman
Magdalena Wołłejko
Jarosław Boberek
Ewa Serwa
Jerzy Molga
Jacek Jarosz
Jacek Kopczyński
Piotr Zelt
Józef Mika

Oczywiście największą perełką obsady dubbingowej tego serialu jest, jak zwykle zresztą znakomity Jacek Czyż. Jego rola wezyra Nic-po-nim jest jego już kolejną kultową obecnie rolą w polskim dubbingu, równie kultową co Tygrysek, Żukosoczek, Płomyk czy Mojo-jojo. Tworzy on doskonały ochrypły i wredny głos wezyra, którym umie rozbawić do łez niejednego widza i to nawet gdyby tylko recytował jakiś wierszyk, a co dopiero wypowiadając swoje genialnie napisane przez twórców polskiego dubbingu kwestie. Dodatkowo jeszcze Jacek Czyż śpiewa piosenkę z czołówki serialu, jak i również w odcinku ze złotymi jajami śpiewa fałszywym głosem piosenki wezyra, którymi ten chce zmusić strusia do tego, aby ten znosił mu ów jakże cenny skarb. Pan Jacek Czyż genialnie śpiewał, na co wskazuje choćby to, że zawsze sam śpiewał piosenki swoich postaci, a najlepszym tego dowodem jest chyba piosenka „GOŚCIEM BĄDŹ” z bajki Disneya „PIĘKNA I BESTIA”. Tutaj jednak musiał nieźle fałszować, aby stworzyć kocie zawodzenie wezyra, które szło tak:

Przyjadę po ciebie, miła
Na dwugarbnym wielbłądzie.
Uciekniemy stąd daleko.
Odjadę za karawaną Omara...

O różo Teksasu,
Tylko moją możesz być,
Zuzanno kochana...

Spróbujcie sobie to zaśpiewać fałszywym głosem, a zobaczycie, jak zabawnie to brzmi, a co dopiero w wykonaniu celowo fałszującego Jacka Czyża. Już dla samego tego warto ten serial obejrzeć. Niestety, w Internecie można znaleźć jedynie tylko siedem ostatnich odcinków serialu w polskim dubbingu, ale jak to mówią, zawsze lepsze to niż nic. To około dwóch i pół godziny dobrej zabawy, którą warto przeżyć. Dodatkowo jeszcze chciałbym dodać, że gdy Asia żyła, nieraz sobie dla zabawy śpiewaliśmy fałszywe śpiewki wezyra, naśladując jego głos, a w każdym razie ja to robiłem, a Asia wtedy mi mówiła, abym tego nie robił, bo zaraz zacznie padać deszcz, zupełnie jak w tym odcinku. A kiedy spadała niezła ulewa, to wtedy Asia żartowała sobie, że pewnie śpiewałem: „Przyjadę po ciebie, miła” i mamy tego skutki xD Teraz Joasi już nie ma pośród nas, zmarła przedwcześnie, ale zawsze pozostanie w moim sercu i będę ją ciepło i miło wspominał, a ten serial już na zawsze będzie mi się kojarzył z Asią i naszym wspólnym seansem przy tych odcinkach, które udało nam się odnaleźć w Internecie. Jeśli macie czas i chęć, wy także ich poszukajcie i obejrzyjcie je sobie. Na pewno nieźle się na nich ubawicie.
Czy zatem polecam ten serial? Zdecydowanie tak. Jak również komiksy na ich podstawie. Poznajcie je i oceńcie sami, ponieważ moja ocena jest nad wyraz pozytywna i sądzę, że wasza też taka będzie. I będziecie nieźle ubawieni za każdym razem, gdy ktoś rzuci wam tekst: „Chcę zostać sułtanem, zamiast sułtana”.

wtorek, 16 marca 2021

Ostatni jednorożec (1982)

Dzisiaj opowiem o pewnym jakże wyjątkowym i zarazem też uroczym filmie animowanym, który widziałem w dzieciństwie, ale nie zapamiętałem go nazbyt dobrze i dopiero wtedy, gdy obejrzałem go już jako dorosły człowiek, mogłem w pełni go sobie utrwalić zarówno w głowie, jak i w sercu. Jest to naprawdę wyjątkowy film, ponieważ wbrew pozorom, choć to animacja, nie jest on bajeczką dla małych dzieci, a raczej poważną produkcją animowaną, adaptacją powieści Petera S. Beagle’a pod tym samym tytułem, co film. Porusza on, podobnie jak i sama książka, poważne wątki, ma ciekawą i niekiedy groźną przygodę, a prócz tego jeszcze świetną satyrę na romanse rycerskie. Dlatego, aby w pełni zrozumieć wszystko, co jest ukazane na ekranie, trzeba być starszym widzem. Zapewne z tego powodu jako dziecko niezbyt zapamiętałem ten film i nie zrozumiałem go w pełni. A jako dorosły pokochałem ten film, w czym znaczny udział miała pewna bliska mi osoba, ale o tym później. Na razie opowiedzmy sobie, o czym jest film animowany „OSTATNI JEDNOROŻEC”.
W Liliowym Lesie żyje Jednorogini, jednorożec płci żeńskiej. Jej spokojne i beztroskie życie zostaje pewnego dnia przerwane przez dwóch wędrowców, którzy przypadkiem zawędrowali do Liliowego Lasu. Z podsłuchanej rozmowy, jaką obaj prowadzili między sobą Jednorogini odkrywa, że jest ostatnim przedstawicielem swego gatunku. Nie potrafi się z tym pogodzić i pragnie odkryć, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Pewnego dnia spotyka w lesie Motyla, który jest wędrownym artystą i widział na świecie bardzo wiele, w tym również inne jednorożce. Główna bohaterka z trudem (motyl bowiem ciągle śpiewa i początkowo odpowiada jej enigmatycznie) wydobywa z niego informacje, iż jednorożce zostały uprowadzone i zagnane aż na brzeg morza przez niezwykle groźną istotę - Czerwonego Byka, a potem ślad po nich zaginął. Mimo rad Motyla, Jednorogini postanawia odnaleźć swoich rodaków i ich uwolnić. Opuszcza więc Liliowy Las i rusza w drogę. Wędrówka idzie jej tym łatwiej, że magia jednorożców sprawia, iż nikt, kto nie jest wrażliwy na magię, nie widzi w niej czarodziejskiego stworzenia, a jedynie zwykłego konia. O mały włos nie zostaje schwytana przez rolnika, który bierze ją za pięknego rumaka wartego wiele pieniędzy. Później jednak już nie ma tyle szczęścia, gdyż kiedy zmęczona zasypia przy drodze, zostaje odnaleziona przez wiedźmę zwaną Mamą Fortuną. Kobieta wędruje po świecie wraz ze swym wędrownym zoo i pomagierami, którymi są siłacz Rugh oraz fajtłapowaty mag Schmendrick. Gdy znajduje Jednorogini, więzi ją w klatce i dołącza do swej menażerii.
Jednorogini budzi się w klatce i jest świadkiem, jak Mama Fortuna prezentuje ją ludziom jako wielką atrakcję. Ponieważ ludzie widzą w głównej bohaterce zwykłego konia, wiedźma dorabia jej magią sztuczny róg, który wszyscy mogą dostrzec. Podobnie czyni z innymi więzionymi przez siebie zwierzętami - małpę ucharakteryzowała na Minotaura, a lwa na chimerę. Tylko jedno stworzenie nie musiała zmieniać: harpię, która pała do niej nienawiścią i czeka na okazję, aby zabić swą „właścicielkę”. Jednorogini ma okazję porozmawiać z prezentującymi sztuczki Schmendrickiem, któremu robi się żal magicznego stworzenia i obiecuje mu swoją pomoc. Nieco później Mama Fortuna uzupełnia wiedzę Jednorogini na temat losu innych jednorożców: zostały one uwięzione przez króla Haggarda, właściciela Czerwonego Byka, który teraz szuka głównej bohaterki, ale nie może jej znaleźć dzięki klatce, w której ona się znajduje. W nocy Schmendrick próbuje za pomocą magii uwolnić Jednoroginię, jednak jego czary przynoszą więcej szkody niż pożytku, dlatego załamany otwiera klatkę „w tradycyjny sposób”, czyli wykradzionymi wcześniej kluczami. Chwilę później nakrywa go na tym Rugh. Gdy Schmendrick z nim walczy, Jednorogini uwalnia pozostałych więźniów Mamy Fortuny, w tym harpię, która wściekła rzuca się na swoich oprawców i zabija ich. Chce też zabić główną bohaterkę i jej obrońcę, ale ci zdążyli w porę uciec i po naradzie postanawiają ruszyć razem na poszukiwanie króla Haggarda. Po drodze do jego zamku zostają zaatakowani przez bandytów. Jednorogini zdołała się ukryć, ale Schmendrick wpada w ich ręce i zostaje postawiony przed oblicze herszta zbójów, Kapitana Cully i jego kochanki Molly Grue. Aby im zaimponować, czarodziej za pomocą magii wyczarowuje widma Robin Hooda i jego kompanii. Wszyscy są tym zachwyceni, poza Cullym, który wściekły przywiązuje Schmendricka do drzewa i pozostawia go tam samego. Mag próbuje się uwolnić czarami, ale zamiast tego zamienia drzewo w żywą istotę, w dodatku darzącą go miłością. W ostatniej chwili ratuje go Jednorogini, która swoją własną magią sprawia, że drzewo odzyskuje dawną postać, a Schmendrick wolność. Gdy oboje chcą ruszać w dalszą drogę, natykają się na Molly Grue. Ku ich zdumieniu kobieta widzi w głównej bohaterce jednorożca, a nie zwykłego konia i jest pod jej wielkim wrażeniem. Następnie, pomimo sprzeciwów Schmendricka, dołącza do kompanii.
Cała trójka w końcu odnajduje zamek króla Haggarda, ale nie udaje im się tam wejść, bo atakuje ich Czerwony Byk. Przerażona Jednorogini o mało nie zostaje przez niego uwięziona, ale Schmendrick ratuje ją, rzucając na nią czar. Dzięki niemu główna bohaterka staje się piękną kobietą o blond włosach, ale nie jest z tego powodu zachwycona i bardzo się boi swego nowego ciała. Mimo tego jako lady Amaltea wraz ze Schmendrickiem (udającym jej wujka) i Molly wchodzi do zamku. Król Haggard, będący już starym i pozbawionym jakichkolwiek pozytywnych emocji człowiekiem, początkowo chce ich wyrzucić, ale ostatecznie dzięki twardej postawie Molly postawia przyjąć całą trójkę do siebie na służbę. Panna Grue zostaje kucharką, a Schmendrick nadwornym magiem, pozbawiając tego stanowiska swego dawnego znajomego, Mabruka. Ten w furii początkowo chce zabić rywala i jego „siostrzenicę”, ale gdy widzi jej oczy, rozpoznaje w niej jednorożca i zadowolony oświadcza Haggardowi, że właśnie przeznaczenie wkroczyło do jego zamku i go zniszczy. Po tych słowach odchodzi, a Haggard zaczyna uważniej przyglądać się rzekomej lady Amatei, do której zupełnie stracił głowę jego adoptowany syn, książę Lir. Młodzieniec rozpoczyna zaloty do głównej bohaterki, przynosząc jej w prezencie skóry zabitych przez siebie bestii. Gdy to budzi niechęć w Jednorogini, książę radzi się Molly, a ta proponuje mu zdobyć serce ukochanej w sposób romantyczny. Lir pisze więc wiersze do ukochanej i spędza z nią coraz więcej czasu, powoli zyskując jej sympatię. Pewnego dnia mówiący ludzkim głosem Kot Haggarda wyznaje Molly, że wie, kim jest rzekoma lady Amaltea, ale nie zamierza zdradzać tej tajemnicy królowi. Wyznaje też, iż wie, jak pomoc Molly i jej kompanom, ale zamiast to powiedzieć wprost, mówi zagadkami i oświadcza, że musi przemówić czaszka, wino samo się wypić, a zegar wybić właściwy czas - dopiero wtedy bohaterowie odnajdą sposób na uwolnienie jednorożców.
Nieco później Haggard w rozmowie z Amalteą daje jej do zrozumienia, iż przypuszcza, że nie jest ona kobietą, a jednorożcem w ludzkiej postaci. Wyznaje też, iż pozostałe jednorożce zostały uwięzione jako morskie fale codziennie pieniące się przed jego zamkiem (zamek króla znajduje się bowiem nad samym brzegiem morza) - tylko widok owych „fal” sprawia, że Haggard czuje się szczęśliwy. Tyran oświadcza też, że jeśli się nie myli w swoich przypuszczeniach, to jego gościa czeka taki sam los. Przerażona Amaltea chwilę później spotyka Schmendricka, który wraz z Molly zabiera ją do starej komnaty. Tam zaś leży szkielet zwany Czachą, który nagle przemawia ludzkim głosem i wyznaje, że wie, jak im pomóc, ale nic im nie powie. Schmendrick zamienia dla niego wodę w wino i daje mu je do wypicia. Czacha wypija je i w zamian wyznaje, iż bohaterowie muszą przejść przez stary zegar do komnaty z drugiej strony ściany - tam znajdą Czerwonego Byka. Gdy cała trójka próbuje tego dokonać, Czacha alarmuje Haggarda, który atakuje ich mieczem. Bohaterowie z trudem przechodzą przez zegar i spotykają Lira. Książę już zna prawdę o pochodzeniu swej ukochanej, ale mimo to postanawia jej pomóc, nawet jeśli to oznacza rozstanie z nią na zawsze. Wkrótce potem Amaltea i jej kompanii zostają zaatakowani przez Czerwonego Byka. Schmendrick zamienia główną bohaterkę ponownie w jednorożca, ale ta nie jest w stanie walczyć z powodu ogarniającego ją panicznego strachu. Lir staje w jej obronie i zostaje poturbowany. Widząc to Jednorogini odważnie naciera na Byka i zagania go do morza, pozbawiając go w ten sposób mocy. Czerwony Byk tonie, a jednorożce odzyskują wolność. Chwilę później zamek Haggarda zawala się, a sam król znajduje śmierć pod jego gruzami. Lir odzyskuje przytomność i załamany obserwuje Jednorogini odchodzącą ze swoimi rodakami. Ta obiecuje, że zawsze będzie go pamiętać. Książę żegna Schmendricka i Molly, nazywając ich swoimi prawdziwymi przyjaciółmi i odjeżdża w świat na poszukiwanie przygód. Czarodziej i jego towarzyszka zaś (prawdopodobnie jako para) także wyruszają, aby szukać swego miejsca na Ziemi. Po drodze spotykają Jednorogini, która dziękuje im za okazaną pomoc.
Tak oto wygląda fabuła filmu. Z fabuły książki niewiele w niej usunięto, w sumie są to jedynie drobiazgi, które nie wnoszą nic specjalnego do fabuły jak np. scenę, w której banda kapitana Cully wymusza haracz na wieśniakach czy choćby zaloty księcia Lira do jednej dziewczyny zanim poznał Jednoroginię. No i jeszcze pominięto wizytę naszych bohaterów w przeklętej wiosce, z której pochodził Lir i wyjaśnienie, iż chłopak jest wieśniakiem podrzuconym przez swoich rodziców pod bramę zamku króla i wyjaśnienie, jakie spotkało ich za to przekleństwo. W bajce też pominięto fakt, że Schmendrick był również przeklęty, skazany na wieczne życie w poczuciu bezsilności do czasu, aż opanuje dobrze swoje zaklęcia i będzie umiał ich należycie używać, co na końcu mu się udaje. Wszystko to zostało przez twórców pominięte, ale w sumie nie brakuje nam za bardzo tego w filmie, gdyż są to tylko drobiazgi nie popychające akcji do przodu. Wszystko zaś to, co jest w powieści najważniejsze, zostało ukazane w filmie i dlatego bardzo przyjemnie nam się ją ogląda. Postacie są stworzone wyraziście i ciekawie, zgodnie z wizją autora, nie można się w sumie tutaj niczego uczepić. Także ja tego nie zamierzam robić.
Jeśli chodzi o animację, to jest ona dość specyficzna. Jedne postacie są nieco sztucznie chude, inne sztucznie grube, jak również niektóre mają bulwiaste nosy albo haczykowate itd. Jest to szczególny rodzaj animacji, typowy dla wytwórni, która stworzyła ten film. Wytwórnia ta stworzyła jeszcze takie filmy animowane jak „HOBBIT” z 1977 roku czy „POWRÓT KRÓLA” z 1980 roku. Animacja w nich jest niezwykle podobna do tej z „OSTATNIEGO JEDNOROŻCA”, ale w bajce, o której tu mowa, jest ona dużo lepsza. Dlaczego? Pewnie dlatego, że wiele tutaj dołożyli również Japończycy i wiele postaci przez nich właśnie zostało opracowanych, a zwłaszcza Jednorogini vel Lady Amaltea. Szkoda tylko, że inne postacie już w mniejszych stopniu oni je dopracowali lub w ogóle tego nie zrobili. Widać oczywiście różnice w postaciach tworzonych przez wytwórnię i w postaciach tworzonych przez Japończyków. Sama Lady Amaltea w wersji ludzkiej i zwierzęcej jest po prostu doskonała. Zwłaszcza widać to u Jednorogini, która nie jest klasycznym koniem w jednym rogiem na czole. Jest koniem, ale ma nogi bardziej jelenia niż konia i cienki ogon, nienaturalny u koni, co czyni naszą bohaterkę znacznie ciekawszą.
Wielkim plusem animacji jest ścieżka dźwiękowa, dokonana przez zespół muzyczny America. Melodie i piosenki wykonane przez ten zespół są po prostu cudowne i doskonale oddają klimat danych scen z historii. A szczególnie zachwyca utwór „THE LAST UNICORN”. Piosenka ta leci na napisach początkowych i końcowych filmu i wprowadza nas ona w baśniowy klimat całej opowieści oraz w sposób idealny kończy całą historię. Inne piosenki wykonywane przez ten sam zespół naprawdę doskonale tworzą pozostałą część klimatu i są idealnie dobrane do danej sytuacji. Również utwory muzyczne bez żadnych słów robią swoje i są tak doskonałe, tak świetne i tak wzruszające, że nie można w żaden sposób się do nich doczepić. Nieco inaczej sprawy się mają już z dwiema pozostałymi piosenkami. Mowa tutaj o piosenkach „NOW THAT I’M A WOMAN” śpiewaną przez Mię Farrow oraz „THAT’S ALL I’VE GOT TO SAY”, którą śpiewają Jeff Bridges oraz Mia Farrow. Zdaniem wielu ludzi, a zwłaszcza krytyków, ci aktorzy niezbyt dobrze śpiewają, a zwłaszcza Mia, która chwilami dość fałszuje. Nie wiem, czy mają ci ludzie rację, ponieważ ja specjalnego fałszu w ich śpiewie nie czułem. No, może pani Farrow i owszem, leciuteńko fałszuje, ale to tylko chwilami i jakoś mi to nie przeszkadza. Śpiew pana Bridgesa także mi nie wydaje się fałszywy, a raczej miły i przyjemny. A piosenka, którą śpiewa z panią Farrow jest właściwie najładniejszym utworem w całym filmie. Bardzo mnie ona wzrusza i tworzy idealny klimat prawdziwej miłości.
Film, podobnie jak i książka, jest naprawdę świetną opowieścią pełną bardzo ciekawych przygód i interesujących postaci. Mamy również satyrę na romanse średniowieczne, dlatego też nie zabrakło tutaj czarodzieja ślamazary, który jest swego rodzaju parodią Merlina, szlachetnych bandytów, którzy tylko pozują na szlachetnych i są w rzeczywistości kiepską parodią Robin Hooda, a także mamy zakochanego księcia, który w dość dziwaczny i taki pompatyczny chwilami sposób zdobywa serce ukochanej, bo trudno chyba jest inaczej nazwać to, że Lir początkowo chce zdobyć względy lady Amaltei przywożąc jej skóry zabitych przez siebie potworów, a potem pisze wiersze o dość kiepskiej jakości. Ale za to wzrusza nas to, że zdobywa jej serce, rozmawiając z nią, spędzając z nią czas i pomagając w problemach. Tylko tyle i aż tyle. Autor jakby dawał nam do zrozumienia, że to właśnie to jest prawdziwą miłością i tak należy ją okazywać, a nie wykonując jakieś pokazowe bohaterskie czyny lub też pisząc kiepskiej jakości wiersze, jakby to nam sugerowały rycerskie opowieści. Ale ponieważ w nich zwykle zakochani zostają rozdzieleni, tutaj też mamy coś podobnego, choć nie jest to już satyryczne, a smutne. Zakochani zostają przez los rozdzieleni, ale warto przy tym zauważyć, że w książce nie ma nadziei na to, aby oni byli razem, gdyż jest jawnie ukazane, iż oboje pochodzą z dwóch różnych światów i nie mają na to szans i choć Lir rusza na końcu szukać swej ukochanej, przyjaciele jego, czyli Schmendrick i Molly dobrze wiedzą, że to bezcelowe. Z kolei zaś w filmie nie ma tego powiedzianego wprost, bo Lir rusza w świat na poszukiwanie przygód, z kolei zaś Schmendrick i Molly spotykają Jednoroginię i wyraźnie ona potwierdza, że czuje coś do Lira i nigdy go nie zapomni i powrót do jej świata jest możliwy, ale nigdy już nie będzie tak jak kiedyś właśnie z powodu tego uczucia. Film zatem daje nam pewną nadzieję na to, iż zakochani kiedyś będą razem.
Warto też zauważyć bardzo interesujące ciekawostki. Schmendrick to słowo pochodzące z języka jidisz i oznacza ono fajtłapę i ślamazarę, co oczywiście doskonale oddaje charakter naszego czarodzieja. Inną ciekawostką jest zagadką Schmendrick, którą ten zadaje pomocnikowi Mamy Fortuny: „Dlaczego kruk jest podobny do tablicy szkolnej?”. Niemalże taka sama zagadka pada w książce „PRZYGODY ALICJI W KRAINIE CZARÓW” i zadaje ją Szalony Kapelusznik Alicji. Podobieństwo nie jest przypadkowe, autor celowo do tego nawiązał i cieszy mnie, że pokazali tę zagadkę także w filmie. Magia i tajemniczość zatem jest zachowana tak w książce, jak i w filmie. Nie zabrakło tu też różnych tajemniczych istot, takich jak harpia. A skoro o niej tu mowa, to zauważmy, że jest ona chyba najlepszym dowodem na to, że to nie jest bajka dla dzieci. Harpia bowiem jest narysowana jako wielkie i ohydne ptaszysko mające kobiece piersi, które na ekranie chwilami wyraźnie widać. Oczywiście nie jest to najważniejszy powód, dla którego ta opowieść nie nadaje się dla małych dzieci, ale też z udziałem harpii jest też groźna scena śmierci Mamy Fortuny i jej pomocnika, których właśnie owo straszne ptaszysko zabija. Ale zauważmy, że samej śmierci na ekranie nie widać. Jedynie lot harpii na jej ofiary, potem czerwony ekran, przerażenie Jednoroginii oraz widać harpii stojącej do nas plecami i dziobiącą jakiś kształt, który poznajemy jako Mamę Fortunę, a potem jej pomocnika. Nie widzimy zatem hektolitrów krwi lejącej się z martwych ciał i jak harpia szarpie kawałek po kawałku ciała swoich ofiar. Zamiast tego mamy subtelne ukazanie tego wszystkiego, najgroźniejszego nie widać i bardzo dobrze, gdyż jest to w dobrym smaku, a prócz tego bardziej nas przeraża, gdy musimy zdać się na wyobraźnię w tej kwestii. Nie od dzisiaj wszak dobrze twórcy filmów wiedzą, że najbardziej przeraża to, czego nie widać na ekranie i co widzowie muszą sobie wyobrazić. Dlatego dobrze, iż groza na ekranie jest właściwie wyważone, a dotyczy to nie tylko harpii, ale również Czerwonego Byka oraz króla Haggarda. Tajemniczość też jest zachowana we właściwym tonie, podobnie jak i klimat świata fantasy, a do tego potęguje ją obecność takich istot jak mówiący szkielet czy też gadający kot z przepaską na oku i drewnianą łapką, który oczywiście nie może powiedzieć wprost tego, co ma do powiedzenia, gdyż jak mówi: „Żaden kot nikomu jeszcze nie udzielił jasnej odpowiedzi”. Dodajmy do tego jeszcze ponury zamek nad morzem i rzucane od czasu do czasu czary i mamy już cały klimat gotowy.
Warto tutaj też wspomnieć o dubbingu i to zarówno tym oryginalnym, jak i polskim, bo oba są niezwykle ciekawe. W oryginalnym dubbingu wystąpiło kilku naprawdę znanych aktorów, m.in. Mia Farrow jako Jednorogini vel Lady Amaltea, Jeff Bridges jako książę Lir, o których już wspominaliśmy. Wystąpiła też Angela Lansbery, znakomita aktorka filmowa i dubbingowa, w dubbingu najbardziej znana jako Pani Imbryk w oryginalnym dubbingu do bajki Disneya „PIĘKNA I BESTIA”. Tutaj zagrała ona Mamę Fortunę i w niczym nie przypomina uroczą Panią Imbryk z bajki Disneya. Ale i tak perełką tego filmu, jeśli mowa o dubbingu, jest Christopher Lee jako król Haggard. Tak, ten oto znakomity aktor, który zasłynął rolą wielu genialnych czarnych charakterów takich jak Saruman Biały, hrabia Dooku, hrabia de Rochefort, hrabia Dracula (coś chyba lubił grać hrabiów xD), a także jako demoniczna wersja Rasputina. Nostalgia Critic powiedział, że to jest aktor, którego głosu nie chcielibyśmy słyszeć jako głosu czytającego bajki dla dzieci. Oczywiście Lee nie grał tylko złe postacie, ale jako czarny charakter na ekranie najbardziej zasłynął i tutaj też taką postać zagrał. Ale jak on to zrobił, tego nie sposób nie wspomnieć, bo zrobił to fenomenalnie. Jego głos jest tak mroczny i groźny, że potrafi wywołać ciarki na plecach. Warto zauważyć, że Christopher Lee zaangażował się bardzo w tworzenie animacji, ponieważ przyszedł na plan wraz z książką i zaznaczył w niej osobiście fragmenty, których za nic w świecie twórcy bajki nie mogą pominąć. Dodatkowo, kiedy powstał niemiecki dubbing do tego filmu, to Christopher Lee również w nim wystąpił, oczywiście jako król Haggard. Widać polubił tę postać.
Jeśli chodzi o polską wersję językową, to film ma dwie jej wersję. Pierwsza z nich to wersja z lektorem, którą emitowano na kanale RTL 7. Lektorem był wtedy Henryk Pijanowski, ale nie była to najlepsza wersja językowa, ponieważ wiele imion zostało dziwnie zmienionych. Molly została więc zastąpiona Martą, kapitan Cully zastąpiony kapitanem Kulką, książę Lir księciem Lirykiem, z kolei zaś król Haggard królem Nędzorem. Niezbyt fortunne tłumaczenie. Jedynym plusem tej wersji jest możliwość usłyszenia oryginalnych głosów, a zwłaszcza Christophera Lee, którego głos robi naprawdę wrażenie. Z kolei na kasetach VHS oraz płytach DVD film ten był publikowany w wersji z polskim dubbingiem. Co prawda nie dało się w żaden sposób zastąpić Christophera Lee czy Angelę Lansbury, ale mimo wszystko polski dubbing jest doskonale dobrany. A wystąpili w nim:

Iwona Rulewicz jako Jednorogini/Lady Amaltea
Aleksander Gawek jako Schmendrick i jako Motyl
Joanna Domańska jako Molly Grue
Marek Włodarczyk jako książę Lir
Jacek Kałucki jako król Haggard
Sylwester Maciejewski jako mag Mamruk, jako Rugh i jako myśliwy
Mikołaj Klimek jako kapitan Cully i drugi myśliwy
Mirosław Wieprzewski jako chłop próbujący złapać Jednoroginię, jako jeden z ludzi kapitana Cully, jako Kot i jako Czacha
Jarosław Budnik jako Lektor czytający tytuł

Jeśli mowa o polskim dubbingu, szczególnie zachwyca mnie Iwonka Rulewicz, moja ulubiona aktorka dubbingowa. Jest tu wprost idealna i nie umiem się oprzeć zachwytowi podczas słuchania jej kwestii. Warto też zauważyć, że w tej wersji wystąpiło sporo aktorów z anime „POKEMON”, gdyż Iwona Rulewicz, Marek Włodarczyk, Joanna Domańska, Mikołaj Klimek, Mirosław Wieprzewski i Jarosław Budnik zagrali w dubbingu do anime „POKEMON”. Szczególnie zabawny jest tu fakt, że Iwona Rulewicz i Marek Włodarczyk zagrali jako Misty i Brock, para przyjaciół i pierwsi towarzysze podróży Asha Ketchuma, para lubiąca się, ale też uwielbiająca się nawzajem droczyć i sobie dokuczać. Wszak Misty niejeden raz dokuczała Brockowi z powodu jego słabości do płci pięknej i nieraz ciągnęła go za ucho. Zabawnie jest więc słyszeć, jak to ona właśnie jest rzekomą Lady Amalteą, a Brock jako książę Lir się do niej zaleca.
Chciałbym jeszcze wspomnieć o czymś bardzo dla mnie ważnym. Film ten jest mi szczególnie bliski, gdyż poznałem go na nowo dzięki mojej ukochanej Joasi, która była moją dziewczyną i która zmarła na raka jelit. Gdy żyła, bardzo uwielbiała, podobnie jak i ja, stare i dobre bajki i polski dubbing do nich, a już szczególnie naszymi względami zawsze cieszyła się Iwonka Rulewicz. Dlatego Joasia przyjechała raz do mnie i przywiozła mi na DVD ten film i oboje z wielką chęcią go obejrzeliśmy. Z miejsca podbił moje serce, ale dopiero potem sobie przypomniałem, że widziałem go jako dzieciak, choć wtedy niewiele z niego jakoś zapamiętałem. Tak czy inaczej, film ten stał mi się niezwykle bliski po wspólnym seansie z Joasią. Sama Joasia nieraz porównywała nasze uczucie do uczucia Lira i Amaltei, gdyż uważała, że nas także los może rozdzielić. Wszak spodziewała się, iż jej choroba ją zabije, choć nie przypuszczała, że tak szybko. Film do dzisiaj mi ją przypomina i to, jak oboje byliśmy, choć krótko, naprawdę szczęśliwi. Miłość do tej opowieści sprawiła, że potem kupiłem sobie książkę na podstawie której ten film powstał. Powieść w nowym wydaniu zawiera nie tylko samą powieść, ale też i nowelę „DWA SERCA”, która jest oficjalną kontynuacją „OSTATNIEGO JEDNOROŻCA” i to autorstwa tego samego pisarza. Nowelka dość smutna, ale za to ciekawa i warta poznania. Choć i tak zawsze większy sentyment będę posiadał do filmu animowanego, ponieważ będzie przypominał mi on o tej wyjątkowej osobie, której już nie ma na tym świecie, ale która zawsze pozostanie w moim sercu i pamięci. Dlatego pragnę jej właśnie tę recenzję zadedykować. Ostatecznie to na jej cześć przede wszystkim ona powstała.
Podsumowując zatem, czy polecam ten film? Absolutnie tak i to każdemu z was, kto umie docenić piękno tego filmu. Tym, którzy lubią historie pełne przygód, fantastyki i miłości albo lubią Iwonkę Rulewicz i innych wyżej wspomnianych polskich aktorów dubbingowych, a także tym, co lubią jedno i drugie, opowieść ta na pewno się spodoba i na pewno niejeden raz jeszcze do niej wrócą.


poniedziałek, 1 marca 2021

Omer i Syn Gwiazdy (1992-1993)


Jesteśmy dziećmi ziemi tej.
Nie pozwolimy zginąć jej.
My ją jak jasnej gwiazdy syn
Obronimy... Obronimy...

Te słowa leciały w czołówce znanego swego czasu serialu animowanego produkcji francuskiej, który cieszył się prawdziwym powodzeniem w polskiej telewizji w latach 90 XX wieku, czyli w czasach mojego dzieciństwa. Mowa tutaj o serialu, który w Polsce nosił dwa tytuły. Jedni nazywali go „OMER”, z kolei inni „OMER I SYN GWIAZDY”. Jakkolwiek byśmy jednak nie nazywali ten serial, to można bez wahania nazwać go epitetem: genialny. Bo zasługuje na to w pełni. Warto zatem dowiedzieć się, o czym jest ta bajka. Siadajcie więc wygodnie i słuchajcie.
Serial rozgrywa się na naszej planecie, ale w świecie fantastyki, gdzie łatwo jest spotkać zarówno ludzi, jak i czarowników, różne stwory i mówiące zwierzęta. Ziemia była niegdyś bezpiecznym miejscem, ale do czasu, aż podły czarownik Morgan (Morkhan) postanowił przejąć władzę nad wszystkim, co żyje. Ponieważ mogli mu przeszkodzić tajemniczy mędrcy/czarownicy w liczbie dwunastu, prawdopodobnie będący uosobieniem dwunastu znaków zodiaku, Morgan uwięził ich wszystkich w ohydnych postaciach i rozrzucił po całym świecie. Siedmiu z nich zostało przez niego uwięzionych w ciałach różnych potworów (po jednym z każdego gatunku), czterech uwięziono w ciałach ludzi czterech kolorów (po jednym z nich w każdej rasie: białej, czarnej, żółtej i czerwonej), a ostatni, najpotężniejszy z nich, został uwięziony we wnętrzu Ziemi jako wielki wąż. Nic więc już nie stanowi przeszkody dla Morgana, aby przejął władzę na całej planecie. Jednak okazuje się, że takie zagrożenie dla niego istnieje. Jest nią Dan, syn Gwiazdy (ukazującej się zawsze jako wielki diament), młodzieniec żyjący na Ziemi pod postacią człowieka, wysokiego chłopaka o blond włosach i jasnych oczach. Dan jest wyszkolony we wschodnich sztukach walki oraz sposobach medytacji, dzięki którym potrafi się wyciszyć i wszystko lepiej zrozumieć. Jest też nieco nazbyt pewny siebie, co nieraz pcha go w kłopoty, ale też mądry i potrafi wyciągnąć wnioski z błędów przez siebie popełnionych. Musi on odnaleźć Dwunastu Czarowników i przywrócić im dawną postać. Nie jest w tej misji sam, gdyż wspierają go dwaj wierni przyjaciele. Jednym z nich jest Omer, smok, który został zamieniony w robaczka, obdarzony zdrowym rozsądkiem, mądrością oraz dużą dawką poczucia humoru. Drugim z kolei jest Mistrz, mądry, choć nieco też zarozumiały i chwilami hipochondryczny puchacz, który nieraz służy drużynie swoimi talentami kulinarnymi i magicznymi, gdyż oprócz dobrych potraw umie też wysmażyć niejeden eliksir. Cała trójka podróżuje po świecie, aby znaleźć Dwunastu Czarowników i przywrócić im dawną postać, aby mogli skutecznie pokonać Morgana. Od czasu do czasu wspiera ich tajemniczy Starzec, który jest duchem z zaświatów, szkolącym niegdyś Dana w sztukach walki i medytacji oraz wspierający go obecnie w walce z Morganem, ukazując mu się w chwilach, gdy on tego najbardziej potrzebuje. Oczywiście, jak przystało na bardzo ciekawy serial przygodowy, to naszych bohaterów prześladuje grupa siedmiu potworów, która służy pewnej złej czarodziejce, którą jest księżniczka Eranda (Veranda). Ta oto podła kreatura służy Morganowi i pomaga mu w podłych planach podboju świata. Oczywiście Morgan nie polega tylko i wyłącznie na niej oraz na jej dosyć głupkowatych potworach, które noszą imiona: Szef, Kłapciak, Spaślak, Ćmok, Tremblote, Melo i Ślepak. Stwory te nie grzeszą inteligencją, pomijając oczywiście sprytnego Szefa, dlatego Dan nie ma większych kłopotów z pokonaniem ich. O wiele trudniej mu idzie pokonać osobiste intrygi Morgana, który nie cofa się przed niczym, aby tylko wykończyć Dana i jego przyjaciół. Jego intrygi są okrutne. Pamiętam, jak w wyniku jednej z nich Dan stracił wzrok, ale zdołał uruchomić magiczne trzecie oko w swojej głowie i wydostać się z pułapki, a potem cofnąć czas, aby nigdy do tego wypadku nie doszło. Jak zatem widać, czarne charaktery w tej bajce nie cackają się i kiedy trzeba przeciwnika wykończyć, robią to w sposób po prostu bezwzględny i okrutny, nie wahając się sięgnąć nawet po najbardziej przerażające środki działania, na jakie tylko stać prawdziwego łajdaka.
Oczywiście, czym byłby taki serial bez dobrego wątku miłosnego i taki też tutaj mamy i to podwójny. Dan bowiem jest zakochany z wzajemnością w pięknej Syrenie, której ojciec, mędrzec Aum, został uwięziony przez Morgana, gdyż mógł wesprzeć Dana w jego misji, a przy okazji jego moc, połączona z mocą Dwunastu Czarowników, jest w stanie pokonać Morgana. Dan i Syrena kochają się i bardzo się wspierają we wspólnej walce z tyranem. Omer z kolei ma ukochaną, którą jest Stella, rozgwiazda i najlepsza przyjaciółka Syreny. Miłości więc tutaj nie brakuje. Nie na niej jednak skupia się fabuła serialu, a na poszukiwaniach Czarowników i zdjęciu z nich czaru. W trakcie przygód jednak pewnego dnia dochodzi do tragedii. Gwiazda broni Dana przed Morganem i zostaje przez niego pochwycona i uwięziona w jego ponurej twierdzy. Dan traci więc jej wsparcie, ale dostaje w zamian magiczny kamień wskazujący mu i pomagający zdjąć czar z Czarowników i uratować ich. Kamień zawiera w sobie moc Gwiazdy, ta zaś jest w niewoli u Morgana, który wie, jak już wykorzystać ją przeciwko głównym bohaterom. Dan bowiem i Gwiazda są na swój sposób połączeni. Morgan wykorzystuje to, gdyż ma w swoim ręku potężną broń. Jest nią Kometa Takai, która kiedyś galopowała sobie dzika i wolna po nieboskłonie, aż do czasu, gdy porwał ją Morgan i zamienił w konia: dzikiego i czarnego ogiera o ognistej grzywie, który jest dziką bestią posłuszną tylko swemu panu. Morgan zamienia swego konia w wielkiego pająka i ten kapie jadem z kłów na Gwiazdę, przez co Dan traci życie po kolejnej dobrze wykonanej misji. Dan jednak ma jeszcze trzy życia, jednak traci je jedno po drugim, kiedy wykonuje kolejne trzy misje: za każdym razem Morgan w taki sam sposób, co poprzednio, odbiera mu jego życia. Gdy wydaje się, że Dan umrze, to następuje nieoczekiwany zwrot akcji w postaci dodatkowego życia, które bohater otrzymuje od gwiazd i którego Morgan nie jest w stanie mu odebrać. Morgan wie więc, że sytuacja robi się coraz bardziej dla niego niebezpieczna, prawie wszyscy Czarownicy zostali uwolnieni, a on nie może zapobiec misji Dana za pomocą ataków na Gwiazdę, dlatego tworzy kopię Dana i daje jej swego konia, aby owa kopia namieszała w życiu głównego bohatera. Nawet to jednak nie może zapobiec ostatecznej walce, w której Morgan zostaje ostatecznie pokonany dzięki mocy uwolnionych przez Dana Czarowników. Po tej misji zaś, Dan zamienia się w gwiazdę i odchodzi na nieboskłon, a przynajmniej tak to wyglądało w pamięci innych widzów, gdyż niestety sam nie widziałem nigdy ostatniego odcinka serialu i nie wiem, jak się to zakończyło, ale z opowieści innych widzów, które są zawarte w serialu, można dowiedzieć się, jak to wyglądało.
Jak widzimy po fabule, serial ten nie jest bynajmniej bajeczką dla małych dzieci, na co mogłaby sugerować czołówka bajki. W końcu w niej padają słowa o tym, że jesteśmy wszyscy dziećmi Ziemi i nie możemy pozwolić jej zniszczyć. To brzmi jak hasełko ekologów. Dodatkowo pojawia się też w czołówce Omer, który mówi nam następujące słowa:

Witajcie, nazywam się Omer.
I choć jestem tylko małym stworzeniem,
Przynoszę światu nadzieję.
Nasza planeta to kwitnący ogród.
Nie pozwólmy jej zniszczyć!
Dalej, dzieci!
Razem uratujemy Ziemię,
Zanim będzie za późno.

Słowa te zdecydowanie przypominają bardziej czołówkę do bajki z serii „MY LITTLE PONY” aniżeli do poważnej produkcji fantasy przypominającą bardzo powieści Tolkiena. Może zatem czołówka być bardzo myląca, gdyż sam serial jest naprawdę niezwykle ciekawy i zarazem groźny i zdecydowanie bardziej nadaje się dla widzów starszych aniżeli młodszych, którzy mogą być nieźle przerażeni. Ja pamiętam, jak sam bałem się bardzo jako dzieciak Morgana, który przecież nawet narysowany jest w sposób groźny: wysoki, ponury, w ciemnych szatach, mający zamiast oczu dwa czerwone promienie i jeden ogromny promień zamiast ust, który to promień porusza się wtedy, gdy mówi. Dodajmy do tego jeszcze rewelacyjny głos nieżyjącego już niestety króla polskiego dubbingu, czyli pana Włodzimierza Bednarskiego, który jak wiemy, podkładał często głos czarnym charakterom. Rzecz jasna nie tylko im, ale jakoś w pamięci dzieci najbardziej zapadł jako głos tych złych postaci, które prześladowały te dobre. Tutaj jest tak samo, chociaż należy zauważyć, że takie postacie jak Igthorn czy Dick Wredniak to małe miki w porównaniu z Morganem, który przeraża już samym wyglądem, a co dopiero swoim mrocznym głosem. Nic dziwnego więc, że dla wielu dzieci głos genialnego pana Bednarskiego był prawdziwym koszmarem dzieciństwa i wywoływał zawsze ciarki na plecach. Oczywiście teraz, jako dorośli, bardziej doceniają oni wszyscy talent aktorski pana Włodzimierza i to, jak wiele emocji wniósł on w nasze życie podczas swoich kreacji, z których jedne bawiły do łez, inne wzruszały do łez, a jeszcze inne przerażały nas niesamowicie. Myślę, że ten serial jest swego rodzaju hołdem dla tego genialnego aktora, gdyż bardziej groźnej postaci przez całe swoje życie nie zagrał. W każdym razie ja o takiej nie wiem.
Sam serial jest genialnie wyprodukowany, muzyka prawie cały czas leci w tle akcji i zawsze jest to muzyka doskonale nam pokazująca, czego się możemy spodziewać, czy poważnej akcji, czy raczej czegoś lekkiego, przy czym i tak mamy przewagę tego pierwszego. Plenery przypominają bardzo powieść Tolkiena, a zwłaszcza „WŁADCĘ PIERŚCIENI”, gdyż pełno tam lasów, gór, bagien i pól, które mogą tylko pozornie wydawać się niegroźne, a w rzeczywistości nieraz czai się tam prawdziwe zło. Twórcy też niejeden raz czerpali z nauk religijnych i filozoficznych Wschodu, na co wskazuje nie tylko sposób, w jaki walczy Dan oraz to, jakie ćwiczenia wykonuje, ale również nauki, jakie pobiera od Starca. Prócz tego mamy nawiązanie do innych mitologii, o czym świadczy chociażby Syrena i jej otoczenie. Nie zabrakło też tutaj magii, która w dużej mierze nawiązuje do mitologii kosmicznej, związanej z gwiazdami, planetami, kometami itp. Również Dwunastu Czarnoksiężników stanowi wyraźne nawiązanie do dwunastu znaków Zodiaku, a ich moc jest w jakiś sposób powiązana z mitami na temat owych słynnych gwiazdozbiorów.
Co do fabuły, jest ona ciekawa, choć chwilami naprawdę groźna. Można się niekiedy naprawdę porządnie przestraszyć, zwłaszcza wtedy, gdy Morgan zamienił swego konia w olbrzymiego pająka, który kapał jadem ze swych kłów na Gwiazdę, co odbierało kolejno życia Danowi. Przy okazji utraty życia przed Dana, raz to nastąpiło w bardziej niepokojący dla młodego widza sposób. Dan wił się wówczas z bólu, po czym dosłownie zwymiotował czarną maź, która zamieniła się w smoka, który porwał jedno z jego żyć i odleciał. Dość groźne, zwłaszcza kiedy oglądasz to, mając zaledwie dziesięć lat lub nawet mniej. Dodajmy do tego jeszcze muzykę, która rzadko kiedy jest spokojna i łagodna, zwykle jest na tyle groźna i poważna, aby utrzymać nas w stanie wiecznego niepokoju o losy głównych bohaterów. No i nie zapominajmy o ciekawie poprowadzonej fabule, która sprawia, że koniecznie musimy po każdym odcinku obejrzeć kolejny, aby dowiedzieć się, co było dalej. Takie bajki w naszym dzieciństwie pomagały nam szybciej dojrzeć, szybciej pojąć, czym jest zło i że należy z nim walczyć, bo inaczej ono zapanuje nad światem i nic go już nie powstrzyma. Prócz tego, choć takich bajek nieraz się baliśmy, to też strasznie się wciągaliśmy w ich fabułę i niesamowicie przeżywaliśmy losy każdego z bohaterów tychże bajek. I nie mogliśmy się doczekać dalszych odcinków i byliśmy smutni, gdy serial się kończył, bo dla nas mógłby trwać w nieskończoność, byleby tylko ci dobrzy zawsze wygrywali. Sam tak miałem i to nie tylko w kwestii tego serialu, ale pamiętam, że ten właśnie był jednym z tych, które tak niesamowicie mnie zachwycały i wciągały.
Żałuję więc bardzo tego, że serial ten nie jest obecnie dostępny po polsku. Ze wszystkich dwudziestu sześciu odcinków tylko jeden z nich jest obecny w necie z polskim dubbingiem. Trochę szkoda, choć zawsze lepsze to niż nic. Ale liczę na to, iż kiedyś ulegnie to zmianie na lepsze i ktoś wrzuci do netu wszystkie odcinki po polsku lub ewentualnie zmontują polski dubbing jeszcze raz. Serial bowiem jest tego wart. Pamiętam, że w dzieciństwie najpierw widziałem kilka odcinków na tzw. Telewizji Regionalnej, a konkretnie tej poznańskiej, czyli na kanale PTV. Potem chyba leciał na Canal +, a potem na pewno na kanale TVN w ramach tzw. Bajkowego Kina. Za każdym razem leciał w wersji z polskim dubbingiem, który był naprawdę doskonale dobrany. Prezentuję tutaj obsadę, oczywiście niestety nie w całości, bo nie mamy dostępu do wszystkich odcinków po polsku, więc trudno stwierdzić tak na pewno, kto jeszcze tam głosu postaciom głosu użyczył. W serialu więc wystąpili:

Tomasz Kozłowicz jako Dan
Beata Wyrąbkiewicz jako Omer
Tomasz Grochoczyński jako Mistrz
Włodzimierz Bednarski jako Morgan
Jolanta Wołłejko jako Eranda
Andrzej Gawroński jako Starzec
Ryszard Olesiński jako Szef
Mieczysław Morański
Jarosław Domin
Jerzy Dominik
Jacek Bursztynowicz
Wojciech Machnicki
Tomasz Marzecki

Prócz tego Jerzy Dominik był lektorem czytającym napisy końcowe oraz tytuły odcinków. Piosenkę do czołówki napisał Marek Robaczewski, a zaśpiewali ją Jacek Bończyk i Olga Bończyk (wtedy jeszcze małżeństwo). Piosenka ta do dzisiaj wywołuje wielki przypływ nostalgii u wiernych widzów tej naprawdę rewelacyjnej bajki, którą wciąż uwielbiam i której mi bardzo brak.
Chciałbym tę recenzję szczególnie zadedykować mojej zmarłej przyjaciółce i pierwszej poważnej miłości Joasi Kordus, która zmarła w wieku dwudziestu dziewięciu lat na raka jelit. Kiedy jednak żyła, dzieliła ze mną miłość do wielu bajek z lat 90, które oboje oglądaliśmy. „OMER I SYN GWIAZDY” był jednym z jej ulubionych seriali, a Dan był jedną z jej dziecięcych miłości, tuż obok Żabonka z „PRZYGÓD BOSCO” oraz Piotrusia Pana z serialu „PIOTRUŚ PAN I PIRACI”. Chciałbym móc kiedyś obejrzeć ten serial w całości i nie tylko dla siebie, ale i dla Joasi, aby uczcić w ten sposób jej pamięć. Tak jak robię to, oglądając inne bajki, które oboje kochaliśmy i które na szczęście są dostępne po polsku, o których także opowiem na tym blogu.
Zachęcam zatem do odkopania różnych starych kaset video i innych takich źródeł, aby próbować znaleźć pozostałe odcinki tego genialnego serialu i potem spróbować je wrzucić do Internetu. Być może z waszą pomocą zdołamy zebrać więcej odcinków, a nawet wszystkie odcinki i udostępnić go młodemu pokoleniu widzów, które zasługuje na to, aby poznać ów serial. I kto wie? Może dzięki temu pokochają go równie mocno, jak pokolenie ludzi, którzy wyrośli w latach 90?

Dogtanian i muszkieterowie (1981-1982)

Muszkieterów dzielnych trzech Świat wspaniały dziś poznamy. Jeden tu za wszystkich, A wszyscy za jednego. Oddać życie każdy z nich Gotów jes...