poniedziałek, 26 lipca 2021

Księga Ksiąg (2011-2013)


Ostatnio rozmawialiśmy o serialu anime „SUPER KSIĘGA”, który bardzo mi się spodobał i znalazł szczególne miejsce w moim sercu, gdyż przypomniał mi moje dzieciństwo oraz wszystko pozytywne, co jest z nim związane. Przy okazji tego serialu wspomniałem o tym, że powstał remake, czy może raczej reboot (znawcy do dziś sprzeczają się, co to dokładniej jest) tego serialu, nie tak dobry jak oryginał, choć warty wzmianki. O nim dziś chciałbym zatem opowiedzieć, czyli o serialu „KSIĘGA KSIĄG”. Zasługuje on na miejsce na tym blogu, bo choć nie jest bajką mojego dzieciństwa, to jednak pomógł mi przypomnieć sobie o oryginale, o którym już prawie zapomniałem. Ponieważ to właśnie „KSIĘGA KSIĄG” jako pierwsza przypadkiem mignęła mi w telewizji parę lat temu, sprawiając, że się nią zainteresowałem i chciałem bliżej poznać. Potem z kolei przypadkiem trafiłem na „SUPER KSIĘGĘ” i dostrzegłem uderzające podobieństwa fabularne. A potem przypomniałem sobie ten drugi serial od początku i odkryłem, że znałem go w dzieciństwie, co sprawiło, że chętnie znowu go poznałem i polubiłem. Także więc, suma summarum, „KSIĘGA KSIĄG” wszystko zapoczątkowała i już za samo to zasługuje na recenzję ode mnie, choć nie jest to równie dobre dzieło, co jego wielki poprzednik, ale nie jest też godzien jedynie krytyki, choć i na nią zasługuje, o czym się zresztą zaraz dowiemy.
Na temat fabuły nie trzeba się specjalnie rozpisywać, prawda? Bo przecież znamy ją dzięki poprzedniej recenzji. W małym domku, na skraju miasta żył sobie chłopiec imieniem Chris i chodził do szkoły ze swoją najlepszą przyjaciółką i zarazem sąsiadką Joy, a potem oboje znaleźli na strychu magiczną Biblię, która co jakiś czas przenosiła ich w czasy biblijne i pomagała im je lepiej poznać, a przy okazji też wyciągnąć lekcje na przyszłość. Niestety... To jest fabuła oryginału. A remake ma znacznie inną fabułę. Znaczy o podobnym schemacie, ale już nie tak dobrym. Przede wszystkim Chris nie mieszka w małym domku, tylko w wielkim i pięknym, bogatym domu. Jego ojciec jest naukowcem, ale tutaj jest wynalazcą i sporo zarabia na swoich dziełach. Przyjaciółką Chrisa jest Joy, ale nie jest już ona uroczą i słodką blondyneczką, tylko zadziorną, nieco zarozumiałą i chwilami też dość chamską szatynką, która łatwo się denerwuje, przynajmniej w niektórych odcinkach i nie jest zakochana w Chrisie, jak w oryginale. Już coś jest nie tak, czyż nie? A to dopiero początek. Zamiast magicznej książki mamy magiczną dyskietkę, z której się zawsze wysuwa hologram Biblii, który wciąga naszych bohaterów do środka i zabiera na spotkanie z jakimiś biblijnymi postaciami. Dodatkowo, jak się pewnie już domyślacie, akcja się rozgrywa nie pod koniec XX wieku, ale gdzieś w XXI wieku i to nawet nie w naszych czasach, ale jakieś odległej przyszłości, bo bohaterowie używają nagminnie takich rzeczy jak odrzutowe wrotki, latająca deskorolka, hełmy z hologramami gier itd. W ogóle wizja świata w tym serialu jest dość futurystyczna, jeśli można to tak nazwać, a w każdym razie przypomina ona wizje XXI wieku, jakie tworzyli pisarze sf w swoich dziełach w XX wieku, gdy lata po 2000 roku były jeszcze daleko. Może to więc sugerować, że to jest chyba koniec XXI wieku lub nawet początek XXII wieku. Już się robi nieźle, co? A to dopiero początek niespodzianek i zmian w stosunku do oryginału. Zmian w większości raczej na gorsze.
Dzieci w polskim dubbingu nazywane są Krzyś i Ola i my też ich będziemy tak nazywać, ponieważ nie mają oni w żaden sposób uroku, jaki posiadali Chris i Joy z oryginału. Krzyś jest chłopcem nieco aroganckim i pewnym siebie, bardzo niechętnym do nauki, uwielbiającym zabawę i przygody, mającym słabość do filmów sf, gier komputerowych i gry na gitarze elektrycznej, a także jazdy na deskorolce czy wrotkach. A zatem jest to typowy chłopak pokolenia komputerów i XXI wieku. Ola z kolei jest dziewczynką poukładaną i dobrą, ale niestety niekiedy dość nerwową, a zwłaszcza widać to w kilku odcinkach, gdzie drze się na swoich przyjaciół z byle powodu. Do tego zwykle przestrzega zasad i lubi się tym niekiedy popisywać i wytykać Krzysiowi, że znowu łamie jakieś zasady. Na całe szczęście robi to tylko w I sezonie, w II już sama nieraz łamie zasady i jakby sobie odpuszcza. Ale w I jest po prostu nie do wytrzymania. Chodzący ideał, a w każdym razie na takiego pozuje, ponieważ ma wiele pozytywnych cech, jest dobra, pracowita, wrażliwa i chętna do pomocy, ale też nerwowa, zawzięta i uparta jak koza, dodatkowo też niekiedy wydaje się łatwo kogoś potępiać i to jeszcze zanim go lepiej pozna. Na szczęście te cechy znacznie zanikają w II sezonie i już tam jest dużo sympatyczniejsza, choć dalej ma swoje odchyły, ale cóż... Nikt nie jest przecież doskonały. W ogóle trochę mnie denerwuje to, że Ola wychodzi niekiedy w tych odcinkach z sezonu I na chodzący ideał, a Krzyś na łobuza, ale z dobrym sercem, szczerze żałującym, ale nie na tyle, aby nie złamać znowu jakiś zasad, gdy tylko ma ku temu okazję. Chyba twórcy wychodzili z założenia, że jak chłopak, to zawsze musi być łobuziak, a jak dziewczynka, to wzór cnót. Na szczęście Ola nie jest uosobieniem ideałów i do aniołka jej daleko, ale wkurza to, iż w pierwszych odcinkach na taką chwilami pozuje i bardzo rzadko przyznaje, że sama zawaliła. W sezonie II na szczęście już spuszcza nieco z tonu i da się z nią wytrzymać, a nawet ją lubić tak samo zresztą, jak i w sezonie III.
Tak właśnie rysują się postacie głównych bohaterów. No, ale gdzie jest trzeci bohater, robot Gizmo? On też tu się znalazł, ale nie jako zabawka zabierana przez moc Super Księgi do świata Biblii i w tym świecie zamieniana w robota. Nie, w tej wersji on po prostu już jest robotem i to mającym w sobie całą masę super fajnych gadżetów jak skrzydła z odrzutowym silnikiem, komputer pełen ogromnej wiedzy, tłumacz języków obcych oraz kilka innych jeszcze rzeczy. W ogóle, w tej wersji Gizmo jest czymś w rodzaju połączenia C-3PO z Inspektorem Gadżetem. Co nie zmienia faktu, że jest tu bardziej irytujący niż w oryginale, gdzie też bywał nieco irytujący i czasami zastanawiamy się, po co w ogóle on towarzyszy dzieciom w podróżach, ale mimo wszystko był też zabawny. Tutaj z kolei bywa też zabawny, lecz o wiele częściej wkurzający. Choć na plus trzeba mu dodać, że niekiedy ratuje z pomocą swoich gadżetów dzieci z opresji. Tyle dobrego. Choć więcej irytuje on swoich towarzyszy podróży, zwłaszcza wtedy, kiedy z byle powodu popisuje się wiedzą, jaką posiada. No, ale można mu to ostatecznie wybaczyć, bo mimo to jest z niego jakiś pożytek w czasie przygód.
Skoro omówiliśmy sobie te postacie, musimy wspomnieć o rodzicach. Krzyś ma oboje rodziców, Ola także. Rodzicami Krzysia jest profesor Proton, znany wynalazca, który kosi niezłe szmal na swoich dziełach. Z kolei jego żona, a mama Krzysia, pani Marta to... Po prostu mama Krzysia. Nie wiemy, gdzie pracuje i czy w ogóle pracuje, czy po prostu żyje z kaski męża, chociaż w dużej mierze też jej nie ma po całych dniach w domu, więc chyba jednak gdzieś pracuje... Albo łazi na ploty do koleżanek i na zakupy, wydając ciężko zarobiony szmal męża. Kto ją tam wie? W sumie podobnie robiła mama Chrisa w oryginale, ale wiecie... Tam mama przynajmniej była sympatyczna, ta zaś jakoś nie bardzo mi się spodobała. Była zbyt zasadnicza chwilami i zdecydowanie za surowa wobec syna, zwłaszcza w kilku odcinkach. No, a rodzice Oli? Plus dla twórców, że ich ukazali, bo jak wiemy, w oryginale nie wiemy, kim są rodzice Joy. Wiemy tylko, że są, ale nigdy ich nie widzimy na ekranie. Tutaj możemy ich obecność uświadczyć, ale cóż... Nic poza tym o nich nie wiemy, że ich widzimy kilka razy i coś tam powiedzą. A więc plus, jak też i minus w tej kwestii. Ale doceniam to, że chociaż pokazali, iż Ola ma rodziców i że oni żyją.
No, to mamy już postacie. A co z fabułą? W sumie podobna do oryginału, tylko tutaj mamy to, czego nie pokazali w pierwowzorze i czego brak dla mnie po prostu olbrzymim plusem, a czego obecność tutaj jest olbrzymim minusem. Ale po kolei. A więc Krzyś i Ola w każdym odcinku stają przed czymś, co sprawia, że się pojawia Księga Ksiąg i wbrew temu, czy oni chcą lecieć, czy nie, zabiera ich wraz z Gizmo w podróż. No i już tu mamy pierwszy minus. Super Księga miała o tyle taktu, że zawsze zabierała dzieci w podróż wtedy, gdy te miały na to czas i ochotę, Księga Ksiąg z kolei jest mniej subtelna, po prostu zabiera dzieci wtedy, gdy ma akurat na to ochotę i nikt się tu nikogo o nic nie pyta. Po prostu zabiera dzieciaki i tyle. Ale to jeszcze pół biedy. Pytanie, dlaczego ich zabiera? W oryginale dzieci z jakiegoś powodu wspomniały o czymś, a Super Księga uznała, że to jej przypomina coś związanego z Biblią, proponuje dzieciom wycieczkę, te się zgadzają i lecą. A więc podróż pełna przygód dla samej podróży. Nie chodzi o to, aby koniecznie zdobyć jakąś wiedzę, po prostu dobrze się bawić i przy okazji też się czegoś nauczyć. Nauka poprzez zabawę. To rozumiem. Księga Ksiąg z kolei obserwuje dzieciaki i nagle odkrywa, że te postępują niewłaściwie z jakiegoś powodu albo po prostu mają dylemat, jak postąpić, bo chcą postąpić właściwie, ale nie wiedzą, czy powinni, bo się boją z jakiegoś powodu. Albo kusi ich zrobienie czegoś złego, ale wiedzą, że nie powinni i muszą zrobić inaczej, lecz mają w tej kwestii wątpliwości. Albo po prostu w ogóle nie wiedzą, co zrobić, załamują ręce i... I wtedy zjawia się deus ex-machina, znaczy Księga Ksiąg i zabiera dzieci w podróż, podczas której one rozumieją, jak należy postąpić i wracają do domu. A więc mamy czysto moralizatorski przekaz. Ale można go jeszcze przeboleć. To nie jest największa wada tego serialu.
Najgorsze, co ten serial mogło spotkać, czego oszczędzono oryginałowi, to jest religijność tej produkcji. Oczywiście nie wydaje się to dziwne, prawda? Przecież to jest opowieść o podróży po świecie Biblii, więc jak nie może być religii w takiej bajce? Ale mimo wszystko oryginał jakoś nie miał tego i był naprawdę bardzo dobrą produkcją. Czy zatem remake z tą religijnością jest dobry? Tak, ale nie aż bardzo dobry. To, że zabrakło tego w oryginale było plusem, dzięki czemu każdy może obejrzeć ten serial, nawet niewierzący może w nim odnaleźć coś dla siebie. A remake z kolei jest wyraźnie chrześcijański. Co chwila podkreślają w nim rolę Boga w życiu człowieka, a choć niekiedy ma to sens, to w innych przypadkach jest po prostu żałosne i męczące. Bo w końcu, po co mieszać Boga praktycznie do wszystkiego i każdego czynnika życia na tym świecie? Twierdzić, że Bóg nas zawsze obroni, jeśli tylko reprezentujemy słuszną sprawę? Niestety, jak dobrze wiemy, tak to wcale nie działa i powtarzanie tego w bajce jest nie tylko głupie, ale i szkodliwe. Na ten przykład: w jednym odcinku Krzyś boi się pomóc chłopcu, którego gnębi szkolny łobuz. W sumie problem dobry, w końcu chce pomóc, ale też się boi, że sam oberwie, a jemu nikt nie pomoże. Ola uważa, że trzeba pomóc, Krzyś się boi samemu dostać łomot. Księga Ksiąg zabiera ich więc na spotkanie z Danielem, prorokiem, który miał być rzucony lwom na pożarcie, ponieważ żył na terenie imperium babilońskiego i wprowadzono dekret, że przez kilka dni nie wolno czcić innego boga niż sam król. Daniel się mimo wszystko modlił i... Tu się zaczyna problem. Krzyś i Ola ostrzegają go, on jednak się dalej modli. Krzyś radzi mu więc, aby zachował rozsądek i zamknął okno, Daniel jednak mówi, że nie może, bo wtedy by się okazało, iż boi się tego, co jest słuszne. Ola go popiera i się modli z nim, potem widzą ich przez okno ludzie i aresztują Daniela, dzieciaki z trudem uciekają, Daniel trafia do jaskini lwa, ale anioł Boga go ratuje i dzieci już wiedzą, co należy zrobić i stają w obronie dręczonego chłopca, a cały plac zabaw staje za nimi i do tego Gizmo daje łobuzowi nauczkę. Wszystko fajnie, tylko... Zgrzyt się pojawia tam, gdzie Krzyś radzi Danielowi, aby zachował rozum i nie popisywał się swoją wiarą. Daniel jednak sugeruje, że byłby tchórzem, gdyby tak zrobił. Nie, kochani. On byłby po prostu normalnym, rozsądnym gościem, który chce wierzyć, ale nie afiszuje się tym. A mimo to robi swoje i jeszcze Bóg go za to nagradza. Ola popierająca go wychodzi na odważną, a Krzyś, który próbuje w tym wszystkim zachować zdrowy rozsądek, wychodzi na tchórza. To jest po prostu nie fair, a dodatkowo jeszcze sugeruje dzieciom, aby zachowywali się jak idioci, byle tylko wierzyli w Boga i postępowali słusznie i zarazem bezmyślnie, bo sporo, wszak Pan Bóg nas ocali. Guzik prawda, drogie dzieci. Dobrze wiemy z historii, że tak nie jest. Pan Bóg może ocalił kilku ulubieńców z Biblii, ale innym pozwolił umrzeć jako męczennikom za słuszną sprawę. I tych, którym pozwolił umrzeć jest o wiele więcej niż tych, których ocalił. Nie znaczy to, oczywiście, aby nigdy nie walczyć o słuszną sprawę, ale może robić to z głową, a nie iść bezmyślnie na śmierć i liczyć, że Pan Bóg nas ocali? No cóż... Serial nam zdaje się sugerować coś wręcz przeciwnego.
To nie jest oczywiście koniec tego typu smaczków. W innym odcinku bowiem Krzyś przewodzi wystawie stworzonej przez swego ojca i znika z niej, podczas chwilowego wygaśnięcia prądu, jeden z wynalazków. Krzyś głowi się, co teraz zrobić i nagle Księga Ksiąg porywa jego, Olę i Gizmo na spotkanie z Salomonem, gdzie Krzyś uczy się... W sumie czego? Logicznego myślenia w obliczu tego typu sytuacji? Sztuki dedukcji? A guzik tam! Salomon go uczy, że nie można polegać na sobie, tylko na Bogu. Pomódl się o rozum, a dostaniesz go i rozwiążesz swoje wszystkie problemy, tylko módl się długo i intensywnie. No super. I o dziwo, potem Krzyś wracając do domu robi właśnie to, co mu radzi Salomon i... znajduje rozwiązanie zagadki. Super, Sherlock Holmes dla ubogich się znalazł. Tak to ja też umiem rozwiązywać zagadki. A gdzie myślenie, gdzie próba wyciągnięcia jakiś sensownych wniosków i połączenia ich w jeden fakt? Już Ojciec Mateusz, chociaż ksiądz, więcej na własnym rozumie polega niż na opiece Boga i nie czeka na jego pomoc, tylko sam coś robi. Także cóż... Głupio brzmi, co? A tego typu sytuacji jest dużo więcej, gdy mówią bohaterowi, żeby zaufał Bogu, a wszystkie jego problemy same się rozwiążą. Sorki, drogie i kochane dzieci, ale rozczaruję was... Niestety, ale... TO TAK NIE DZIAŁA!
Najbardziej irytującym mnie odcinkiem jest ten, w którym bohaterowie mają przygodę, podczas której widzą ukrzyżowanie Jezusa. W tej przygodzie Krzyś nie chce brać udział w rodzinnej kolacji, bo chce iść na koncert. Mamusia uważa wszakże, że musi być, bo na kolacji będzie wujek, który bardzo chce go zobaczyć. Kłócą się i pojawia się Księga Ksiąg, która zabiera jego, Olę, Gizmo i Martę do czasów Jezusa i bohaterowie są świadkiem jego ukrzyżowania. Krzyś i mama widzą, jak bardzo się przejmuje Maryja o swojego syna, obie matki się jakoś ze sobą dogadują i wyraźnie matka i syn poprawiają swoje relacje. Pomijam tu fakt, że Krzyś się boi o mamę i nie chce, aby ta szła na kaźń Jezusa, bo coś jej się może stać, a ta mu odpowiada: „Krzysiu, zawsze musisz myśleć tylko o sobie?”, co jest ze strony jego matki jawną niesprawiedliwością. Ale to, co się dzieje na końcu jest żałosne. Bo bohaterowie przeżyli przygodę, podczas której Marta zrozumiała, ile dla niej znaczy jej syn i vice versa, wracają do domu i co? I HUNÓW STO! Po powrocie mama o wszystkim zapomniała, Krzyś zaś przeprasza ją i obiecuje być na kolacji i spotkać głupiego wujaszka, który raz na ruski rok sobie o rodzinie przypomina i chce zobaczyć ulubionego siostrzeńca. Po prostu super. Genialne i dydaktyczne podejście do życia, przekazywane przez ten serial. Znowu Krzyś wychodzi na tego złego, a mama na tę, co zawsze wszystko lepiej wie i nigdy, ale to praktycznie nigdy się nie myli.
Kolejną wadą serialu jest to, że bohaterowie wydają się nigdy nie pamiętać osoby, którą raz już spotkali podczas swoich podróży po Biblii, a i te osoby też nigdy ich nie pamiętają, co wydaje się dość dziwne. W oryginale przecież kilka razy postacie z Biblii pamiętały, że już raz spotkały Chrisa i Joy, tutaj nie ma czegoś takiej, ale to jeszcze pół biedy. Gorzej, że sami zainteresowani też się zdają nie pamiętać postaci, które już raz spotkały. Jedyną osobą, którą zawsze pamiętają i która zawsze zdaje się ich pamiętać jest Jezus. Chociaż tyle. Plus dla twórców też za to, że w kilku odcinkach, które opowiadają historie o Starym Testamencie, zamiast anioła zwiastującego jakiemuś bohaterowi misję, zwykle pojawia się właśnie Jezus, co nam sugeruje, że Jezus był, zgodnie z niektórymi teoriami, po prostu archaniołem Michałem, który narodził się na ziemi jako człowiek. Ciekawa teoria i jak widać, serial ją potwierdza. To spory plus. Dodatkowym plusem pośród całej masy minusów jest to, że serial, choć ma chrześcijański przekaz, to jednak nie faworyzuje żadnego odłamu tej religii. Nie jest to więc bajka katolicka czy też protestancka ani inna. Po prostu chrześcijańska, a swoją nauką chyba najbardziej się zbliża do Świadków Jehowy. Moim zdaniem to plus, bo zdecydowanie nie wytrzymałbym z tą bajką, gdyby przekazywała jedynie wartości Kościoła katolickiego.
Ale tak ponarzekałem na ten serial, a tak mało go chwaliłem. Czy zatem wszystkie odcinki są kiepskie w tej produkcji? Oczywiście, że nie, inaczej nie lubiłbym tego serialu. Wiele odcinków jest naprawdę ciekawych i ma interesującą problematykę. Moim ulubionym odcinkiem jest ten, w którym Ola poznaje dziewczynkę Basię, która jeździ na wózku inwalidzkim. Ponieważ należy do pewnego klubu szkolnego i może zarekomendować do niego kolejną koleżankę, chce polecić Basię. Jednak członkinie klubu dają jej do zrozumienia, że dziewczyna na wózku przyniesie im wstyd i Ola nie powinna jej polecać, bo inaczej sama wyleci z klubu. Dla dziewczynki w jej wieku należenie do klubu to ważna sprawa, waha się więc, co zrobić, dlatego też Księga Ksiąg zabiera ją, Krzysia i Gizmo na spotkanie z królową Esterą, która zaryzykowała życie, aby uratować swój żydowski naród podporządkowany Persom i dokonała tego i wygrała. Ola zachwycona wraca z przyjaciółmi do swego świata i rekomenduje Basię, a jej piękna przemowa w tej sprawie sprawia, że koleżanki jej ulegają i zgadzają się na przynależność Basi do klubu. Ładny odcinek, uroczy oraz sympatyczny, a przede wszystkim nie ma ciągle gadania o Bogu. Podobnie jest z odcinkiem, w którym Ola widzi z Krzysiem pewną dziewczynkę, która wykrada z baru szybkiej obsługi ketchup i jest też do nich bardzo nieuprzejma. Ola jest na nią zła i nie chce się nią interesować, choć Krzysia zastanawia, czemu dziewczynka tak się zachowuje, więc Księga Ksiąg zabiera ich na spotkanie z Jezusem, który opowiada o miłosiernym Samarytaninie. Oli się robi głupio, że tak potraktowała dziewczynę, poszła z przyjaciółmi do niej i dowiedziała się, że ona, jej brat i mama żyją w biedzie i ketchup bierze z baru, bo on jest za darmo. Ola i paczka dzielą się więc z nimi pizzą i obiecują pogadać z rodzicami, aby im pomóc. Ładne, przyjemne i bez przesadnego nawijania o Bogu co pięć minut.
Jednym z innych moich ulubionych odcinków jest ten o Hiobie. Choć znowu w nim mówią o tym, jak ważna jest wiara w Boga, to jednak ten odcinek ma coś więcej w sobie. Otóż w tym odcinku Krzyś ma strasznego pecha. Najpierw ucieka mu klasowa iguana, którą miał się opiekować. Potem drzewo spadające w nocy podczas burzy wybiło szybę i złamało mu rękę, a następnie okradziono go z tych pieniędzy, które zarobił na ulotkach. A dodatkowo, jakby tego było mało, umarł jego ukochany dziadek. Krzyś nie wierzy w to, że może być już lepiej. Ola i Gizmo go pocieszają. Jest to jeden z tych odcinków, gdzie widzimy wreszcie tę wrażliwą stronę Oli, gdy zamiast się czepiać przyjaciela czy dokuczać mu, bardzo mu współczuje, pociesza go i podnosi na duchu. Księga Ksiąg przenosi ich na spotkanie z Hiobem, który jak wiemy, najwięcej od życia oberwał, jeśli mowa o postaciach z Biblii i to jeszcze z powodu zakładu Boga i Szatana o dychę xD Dobra, z tym ostatnim żartowałem, nawiązując do serii filmików „WIELKIE KONFLIKTY”. Kto kumaty, ten zrozumie. Tak czy siak, Hiob nieźle dostał w kość od losu, ale nigdy nie stracił wiary, dzięki czemu został nagrodzony przez Boga za swoje cierpienia. Krzyś odzyskuje wiarę i gdy wraca, znajduje iguanę i rozumie już, że po burzy zawsze jest tęcza, a po smutku może przyjść radość, jeśli tylko sobie damy szansę. Ładny odcinek, choć znowu było o Bogu, ale przynajmniej teraz to nie było aż tak rażące w uszy i oczy. No i wreszcie mamy to, o czym tak mało się mówi w serialu: o wrażliwej naturze Oli. Widzimy ją tak mało w tym serialu, że aż miło na nią popatrzeć. Widać ją w tym odcinku, ale również m.in. w tym odcinku, który mówi o zaparciu się Piotra. Otóż w nim Krzyś popisywał się przed kolegami ze szkoły, jak świetnie gra w kosza i chciał, aby go przyjęli do swojej paczki. Już mu się udaje, gdy zjawia się Ola mówiąc, że została szefową kółka szachowego. Chłopcy ją wyśmiewają i pytają Krzysia, czy ją zna. On zaś, bojąc się stracić w ich oczach, twierdzi podle, że nie. Ola zamiast zareagować złością i chamstwem, jakby zareagowała w sezonie I serialu, teraz po prostu się popłakała. Gdy chłopcy sobie idą, Krzyś z nią rozmawia, a Ola ma pretensje, jak mógł tak powiedzieć. Księga Ksiąg zabiera ich na proces Jezusa i widzimy, jak wierny Piotr, z obawy o swoje życie, zapiera się znajomości ze swoim mistrzem i potem dręczą go wyrzuty sumienia. Krzyś stara się go pocieszyć, ale nic to nie pomaga. Ola z kolei jest zła na Krzysia i uważa, że w przeciwieństwie do Piotra nawet nie żałuje tego, co zrobił. Gdy jednak Krzyś wpada do wody i tonie, Ola bez wahania rusza mu na ratunek i wraz z Gizmo ratuje go, aby potem... oczywiście dalej mieć focha, póki Krzyś jej nie przeprosi. Wtedy i ona go przeprasza za swoją zawziętość, wracają do swoich czasów, a nasz bohater przyznaje, że zna Olę i jest to jego przyjaciółka i idzie z nią świętować jej sukces, Gizmo zaś daje chłopakom małą nauczkę.
Jak więc widzimy, serial ten nie składa się tylko z samych wad. Ma również sporo pozytywów, a zwłaszcza sezon II, który wyraźnie poprawił jakoś odcinków pod względem fabuły. Postacie też nieco się poprawiły i w ogóle milej to wszystko się ogląda. Tak samo sezon III, który niedawno dopiero zyskał polski dubbing. Wciąż czekamy na sezon IV serialu, nadal jeszcze nie przetłumaczony na polski język. Może w końcu się doczekamy, kto wie? Sezon II i III naprawdę były dużo lepsze od sezonu I, choć nie ominęły znowu ględzenia o Bogu i tego, jak bardzo kocha On wszystkich ludzi i jakie ma plany i lepiej Mu zaufać. Jednak stopniowo to staje się mniej wkurzające, a i nauka, jaką wyciągają dzieci staje się coraz ciekawsza. Zdarzają się oczywiście, co jakiś czas znowu słabe momenty, które polegają na chwaleniu boskich planów wobec świata i zaufaniu wobec nich, ale już nie są one tak rażące. Sezon II wyraźnie się poprawił, a sezon III to kontynuował. Więcej nawet, w tym sezonie mamy uroczą ciekawostkę. Mianowicie w jednej ze scen pewnego odcinka sezonu III widzimy w pokoju Krzysia... Plakat ukazujący bohaterów „SUPER KSIĘGI” i nie jest to jakaś komputerowa przeróbka, tylko dosłownie plakat anime wklejony do obrazu. Czyżby hołd w kierunku wielkiego poprzednika? A może sugestia, że Krzyś Proton jest potomkiem Chrisa i Joy, znanych nam z pierwszego serialu? Może nawet zmarły dziadek Krzysia, którego wspominają w odcinku z Hiobem jest właśnie Chrisem z „SUPER KSIĘGI”? To by było ciekawe. Szkoda, że tego nie rozwinęli.
Podsumowując zatem, czy polecam ten serial? Tak, choć o wiele mniej niż oryginał, który polecam dużo bardziej. Ten serial warto obejrzeć choćby dla samego porównania z pierwowzorem i stwierdzić, że stara wersja jest dużo lepsza. Choć nowa ma swoje plusy i to nawet sporo, ale też sporo minusów, więc bilans się wyrównuje. Ale najlepsze w nowej wersji jest to, że jeżeli coś wychodzi w niej dobrze, to przyjemnie jest to obejrzeć i potem do tego wrócić. Co prawda Krzyś Proton i Ola Szpilka nie są bohaterami tak sympatycznymi jak Chris i Joy, gadanie o Bogu potrafi zmęczyć nawet osoby mocno wierzące, a co dopiero te słabiej lub wcale nie wierzące, ale mimo wszystko nie jest to dzieło godne potępienia. Raczej wymagające małej poprawki, ale dobre na tyle, aby je poznać. Zresztą obejrzyjcie i sami oceńcie.

Dogtanian i muszkieterowie (1981-1982)

Muszkieterów dzielnych trzech Świat wspaniały dziś poznamy. Jeden tu za wszystkich, A wszyscy za jednego. Oddać życie każdy z nich Gotów jes...