wtorek, 28 lipca 2020

O czym szumią wierzby (1995)


Kto nie zna, choćby tylko ze słyszenia, słynnej powieści dla dzieci autorstwa Kennetha Grahamea? Nie ma chyba takiej osoby, bo ta historia jest tak słynna, że trudno o niej nie słyszeć. Powieść ta podbiła serca czytelników do tego stopnia, że William Horwood napisał jeszcze trzy kolejne części przygód bohaterów żyjących nad rzeką. Choć są bardzo dobre, to jednak nie są one aż tak znane jak pierwsza część, którą napisał pan Kenneth. Doczekała się ona wielu ekranizacji, w tym głównie animowanych - jednych lepszych, drugich gorszych. Ta, o której chciałbym dzisiaj opowiedzieć jest zdecydowanie najlepsza, a przynajmniej moim zdaniem. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy miałem ją na kasecie VHS i lubiłem do niej wracać od czasu do czasu, a wcześniej czekałem na możliwość obejrzenia tego filmu na kanale TVP 2, który niejeden raz go emitował w wakacje czy ferie. Nie dawno po długim czasie znalazłem go w Internecie i mogłem go znów, po wielu latach obejrzeć. Efekt był taki sam, jak przed laty, kiedy oglądałem po raz pierwszy - radość, wzruszenie i uśmiech na twarzy, a prócz tego jeszcze doszła do tego nostalgia za dzieciństwem, które miło było choć na chwilę sobie przypomnieć, jak również obudzić w sobie wewnętrzne dziecko, żyjące podobno w każdym z nas. Chociaż ten film, tak prawdę mówiąc, nieco lepiej zrozumieją dorośli niż dzieci.
A zatem, o czym jest ten film? W skrócie fabuła wygląda następująco: nad rzeką żyją czterej wierni przyjaciele: nieśmiały i uroczy Krecik, rozsądny i niepozbawiony romantycznych cech pisarza Szczurek, mądry i wiodący pustelnicze życie Borsuk oraz zarozumiały i przemądrzały, ale kochający przyjaciół i uwielbiający ich towarzystwo Ropuch. To właśnie on jest głównym bohaterem tej historii, choć każdy z pozostałych bohaterów dostał w niej swoją rolę. Ropuch jest bogaty, ale też lekkomyślny i co chwila ma nowe pasje, na które wydaje mnóstwo pieniędzy. Teraz jego pasją stają się automobile. Ponieważ traci na nie coraz większe sumy (ulega bowiem wypadkom, trafia do szpitala i musi płacić za opiekę lekarską oraz odszkodowania za zniszczenia), przyjaciele mają tego dosyć i w ramach przyjaźni... nakładają na niego kuratelę i odcinają go od gotówki. Metoda ta jednak nie przynosi rezultatu i Ropuch ucieka spod opieki przyjaciół, pożycza sobie bez pozwolenia automobil i rozbija się nim. Efektem tego jest skazanie go na... 20 lat więzienia (1 rok za kradzież, 3 lata za szaloną jazdę, 15 lat za rzekome obrażanie policjantów i 1 rok zaokrąglenia). Ropuch jednak siedzi w lochu tylko kilka miesięcy i ucieka w przebraniu praczki, co ułatwia mu wzruszona jego losem córka dozorcy. Po licznych perypetiach, podczas których ucieka przed policją na parowozie życzliwego maszynisty, przepływa barką chamskiej praczki, potem kradnie jej konia i sprzedaje go Cyganowi, następnie znowu spotyka te same osoby, którym wcześniej ukradł automobil i za co trafił do więzienia, w końcu nasz bohater dociera do domu. Niestety, ten zagarnęła sobie banda Łasic, Tchórzy i Kun. Ale od czego są wierni przyjaciele? Ci, choć Ropuch bardzo ich zawiódł, nie zostawiają go w potrzebie i ruszają mu z pomocą, co oczywiście skutkuje prawdziwie bajkowym happy endem, gdyż bohaterowie wykorzystują podziemny tunel, którym wchodzą do piwnicy domu Ropucha i atakują Łasice, Kuny i Tchórze, gdy te są pijane i świętują urodziny swego herszta. W wyniku tej bitwy wszyscy napastnicy zostają pobici i przepędzeni do lasu, a Ropuch odzyskuje swój dom i urządza w nim przyjęcie, podczas którego solennie obiecuje poprawę swego charakteru. Oprócz tego wszystkiego film, podobnie jak i powieść, pozwala nam poznać narodziny prawdziwie męskiej przyjaźni dwóch brytyjskich dżentelmenów: Krecika i Szczurka, których relacje nieco przypominają relacje Holmesa i Watsona. Poznajemy też kilka drobnych perypetii bohaterów np. marzenia Szczurka o morskich podróżach oraz poszukiwanie Grubaska, synka pana Wydry.
Film rozpoczyna i kończy sekwencja aktorska, w której mama czyta trójce swoich dzieci opowieści o przygodach naszych bohaterów, a środek filmu to animowana historia na podstawie książki pana Kennetha. Film oczywiście nie ukazuje całości fabuły, ma zaledwie 75 minut i pominięto w nim kilka sytuacji np. odwiedziny Szczura Morskiego u Szczurka i próba namówienia go na wyprawę morską, od której przyjaciela odwiódł Kret czy epizod z Cyganem, któremu Ropuch sprzedaje zdobytego podczas ucieczki z lochu konia. Zamiast tego mamy po prostu porzucenie konia przez bohatera wtedy, gdy koń już przestaje być mu potrzebny, a także marzenia Szczurka, który raz śni o morskich podróżach i bez słowa wyjaśnienia chce na nie wyruszyć, ale powstrzymany przez Krecika rezygnuje z tego. Prócz tego rozszerzono nieco postać sędziego, który wydał na Ropucha tak okrutny i nieludzki wyrok. Nie pokazano również sceny, kiedy Ropuch próbuje sam odbić swój dom i zostaje przegnany przez Łasice i traci przy tym łódź Szczura, którą od niego pożyczył. Nie ma także wizyty kolędników w Krecim Zaciszu podczas Bożego Narodzenia ani wspólnego celebrowania tychże świąt przez Krecika i Szczurka. Pomimo tego jednak film nie traci w żaden sposób i wciąż jest moim zdaniem najlepszą adaptacją tej cudownej powieści.
Film, podobnie jak i książka, daje nam idealną satyrę na angielskie społeczeństwo z początku XX wieku. Bohaterowie, choć zwierzaki, posiadają ludzkie cechy i w wielu aspektach pokazują nasze własne wady i zalety. W niektórych z bohaterów możemy odnaleźć siebie samych - ja osobiście odnajduję się w postaci Szczurka, który podobnie jak i ja, lubi od czasu do czasu podróżować po okolicy, ale potem wraca z radością do swego domu, który kocha. Prócz tego nie ciekawi go szeroki świat, choć pływanie po morzu by go nawet pociągało, ale oczywiście postrzega je jedynie poprzez okulary romantyków i zwykle swoje marzenie przelewa na papier w formie wierszy i pamiętników. Jest też mentorem dla Krecika, który długo żył w izolacji od innych zwierzaków i raczej mało o nich wie. Jest przyjacielem, z którym można porozmawiać, iść na piknik, pogadać o wszystkim i o niczym lub nawet milczeć godzinami i dobrze się z nim czuć. Co do innych postaci, one również mają w sobie to coś. Krecik wzrusza, choć sprawia niekiedy wrażenie infantylnego lub zdziecinniałego, ale w gruncie rzeczy to ktoś, kogo nie można nie lubić. Borsuk może drażnić tym, jak sam z własnej woli odciął się od reszty zwierząt, ale kiedy zobaczymy go w akcji, poznamy jego mądrość i rozsądek, a także ogromne pokłady wiedzy, trudno nam go nie podziwiać. A Ropuch... On irytuje najbardziej, bo przecież jest zarozumiały, próżny, nieraz bardzo egoistyczny, uwielbia opowiadać swoje przygody w mocno ubarwiony sposób, a także śpiewać o sobie narcystyczne piosenki. Czy jednak go nie lubimy? Przeciwnie, lubimy go i kibicujemy mu, kiedy ucieka z lochu, bo ostatecznie wyrok, jaki go spotyka jest jawnie niesprawiedliwy i wynika jedynie z niechęci władz do niego, gdyż już wcześniej tymże władzom podpadł swoimi wybrykami. Cenimy jego pomysłowość i to, że zawsze radzi sobie jakoś lub ma niewiarygodnego farta, który pomaga mu wyjść cało z każdej opresji i zazdrościmy mu tegoż fartu oraz tak oddanych przyjaciół, na których chwilami mogłoby się wydać, Ropuch chyba nie zasługuje. Ale ma też zalety - jest gościnny, kocha przyjaciół jak braci, nie chce ich krzywdzić, potrafiłby oddać im ostatnią koszulkę, a w cierpieniu wspomina ich dobre rady i żałuje, że ich nie słuchał - choć szkoda, że gdy znowu mu coś się udaje, kolejny raz popada w samouwielbienie. Ale mimo wszystko chyba nie można go nie lubić. Jest nieco jak król Julian, dlatego można mu wybaczyć każdą głupotę :)
Warto też zwrócić uwagę na to, jak film ukazuje bohaterów. Są to głównie antropomorficzne zwierzęta, ale dużo większe niż normalne ropuchy, borsuki, szczury czy krety. Jedne mają wzrost sporego dziecka (Ropuch), inne dorosłego człowieka (Borsuk). Noszą ubrania angielskich dżentelmenów, mają podobne zwyczaje i są poddanymi Jego Królewskiej Mości. Warto też zauważyć, że ludzie wiedzą o ich istnieniu i traktują ich obecność jako coś normalnego. Ale to bajka, a zatem to zrozumiałe. Ciekawsze za to jest to, że ludzie są ukazani bardziej negatywnie niż zwierzaki. A głównie dotyczy to tzw. stróżów prawa i porządku. Sędzia skazujący Ropucha to tłusty i ohydny, ociekając wyraźnie tłuszczem łajdak, który samo obrażenie funkcjonariusza policji (dodajmy, że wyimaginowane) uważa za najpoważniejsze złamanie prawa godne najwyższej kary - większej niż kradzież automobilu. To łajdak bez serca, zapewne opychający się wtedy, kiedy wielu ludzi w kraju głoduje i wcale nie jest mu za to wstyd, uważa to zapewne za normalną kolej rzeczy. Prokurator z kolei jest chudy, ma spiczasty nos i ohydny sposób wypowiadania słów poprzez patrzenie na papiery, które wyciąga właściwie znikąd i z nich wydobywa sobie takie paragrafy, jakie sędzi są wygodne. Prócz tego prawie w ogóle nie odrywa od nich wzroku i nie spogląda w oczy oskarżonemu Ropuchowi, traktując go tak, jakby w ogóle go tu nie było i nie dając mu nawet dojść do słowa. Raczej nie można u takich ludzi liczyć na sprawiedliwość i nie można ich lubić. Co innego maszynista podwożący Ropucha, gdy ten umknął z lochu i pomagający mu nawet wtedy, gdy policja zaczyna ich gonić i prawda wychodzi na jaw. Maszynista wszak ryzykował trafienie do więzienia, w najlepszym razie utratę pracy, a jednak pomógł Ropuchowi bez wahania. Albo córka dozorcy, która wymyśla plan ucieczki Ropucha w przebraniu praczki, choć ona, jej ojciec oraz ciotka praczka, użyczająca ubrań Ropuchowi ryzykowali tak samo, jak i maszynista. Budzą oni ogromną sympatię, bo są biedni, ale dobrzy. Swoją drogą, widać tu pewien stereotyp - bogaty i wpływowy człek tworzący prawo jest zwykle bezdusznym łajdakiem, z kolei biedny posiada w sobie dużo dobroci i empatii i pomaga w potrzebie temu, którego prześladuje bogaty, nie licząc w zamian na żądną nagrodę. Nieco stereotypowe, ale to przecież bajka i to angielska, aż przywodzi na myśl legendy o Robin Hoodzie :) Ale żeby było ciekawiej, nie każdy biedny jest dobry. Właścicielka barki, która najpierw pomaga Ropuchowi i podwozi go barką, gdy ten jako praczka wraca do domu, a potem odkrywszy, kim jest jej pasażer, podle wyrzuca go do rzeki i kpi z niego, wcale dobra nie jest i jakoś nie jest nam jej żal, gdy Ropuch z zemsty kradnie jej konia. Swoją drogą dziwić może to, skąd bohaterowie, choć zwierzaki, mieli pieniądze na życie. Ropuch wiadomo, bogaty i robił interesy i jakoś pomnażał swój majątek. Ale pozostali? Skąd posiadali skromne, ale zawsze oszczędności, skoro nigdy nie chodzili do pracy? I dziwić może też to, że nikt nie poznał Ropucha w przebraniu praczki i do rozpoznania go dochodziło dopiero wtedy, kiedy ten sam się ujawnił. To mogłyby być minusy tej opowieści, ale jak już wspominałem kilka razy - to przecież jest bajka! A przecież w bajkach wszystko jest możliwe. O pewne rzeczy się po prostu nie pyta. Dzieci w każdym razie tego nie robią i dzięki temu nie tracą czasu na analizowanie wszystkiego punkt po punkcie, tak jak czynimy to my, dorośli :) Dla nich ważne jest to, aby akcja parła do przodu i żeby dobro wygrało. Może zatem warto przyjąć ich punkt widzenia w tej sprawie? Zwłaszcza, że te drobne wady tej fantastycznej opowieści wcale nam jej nie psują. A w każdym nie psują jej wiernym fanom.
Jeszcze na sam koniec chciałbym dodać, że obsada polskiego dubbingu jest w tej bajce rewelacyjnie dobrana. Bo kogo my tu mamy? Same gwiazdy lat 90 XX wieku.

Mieczysław Morański jako Ropuch
Krzysztof Tyniec jako Szczurek
Włodzimierz Press jako Krecik
Włodzimierz Bednarski jako Borsuk
Sławomir Pacek jako Wydra
Jacek Jarosz jako Sędzia
Janusz Bukowski jako Prokurator
Anna Apostolakis-Gluzińska jako córka dozorcy
Andrzej Gawroński jako maszynista
Zofia Gładyszewska jako właścicielka barki
Ryszard Olesiński jako Wódz Łasic

Żeby było jeszcze ciekawiej, Krzysztof Tyniec miał jeszcze jedną przygodę z powieścią pana Kennetha. Mianowicie czyta on w formie audiobooka „O CZYM SZUMIĄ WIERZBY” i uważam, że robi to doskonale, zwłaszcza wtedy, gdy musi zmienić głos i każdej postaci nadać nieco inny, aby słuchacz wiedział bez trudu, kto kiedy mówi. Wychodzi mu to doskonale i uważam, że jest idealnym lektorem dla audiobooków dla dzieci :)
Zatem podsumowując - „O CZYM SZUMIĄ WIERZBY” to bajka mojego dzieciństwa, do której z rozkoszą wróciłem niedawno i zamierzam jeszcze nieraz to robić. Kto chce, niechaj do mnie dołączy i razem ze mną odwiedzi Krecie Zacisze, poczyta wiersze Szczurka, zajrzy do samotni pana Borsuka, pojeździ automobilem z Ropuchem (choć to nieco ryzykowne, gdyż Ropuch to kierowca w stylu zwariowanej zakonnicy z filmów o żandarmie Cruchocie xD) czy poszuka Grubaska, który znowu się zawieruszył :) Kto nie wstydzi się znowu być dzieckiem chociaż przez te 75 minut, zapraszam nad rzekę :)

O czym jest ten blog?


Bajki Disneya, anime japońskie, seriale różnych produkcji animowane i nie tylko... W latach 80 i 90 były po prostu cudowne bajki, na których wyrosło wielu obecnych dorosłych, w tym także i ja. Wiele z nich można jeszcze odzyskać i ponownie obejrzeć, a wiele przepadło już na zawsze, a w każdym razie w polskiej wersji językowej. Warto jednak ich szukać ponownie i obejrzeć sobie jeszcze raz, aby poczuć tę cudowną nostalgię za czasami, kiedy byliśmy dziećmi i wszystko było dla nas łatwiejsze. Wtedy dostaliśmy najlepsze bajki z możliwych. Były to bajki pełne przygód, niebezpieczeństw, ciekawych wydarzeń i świetnych postaci. Jedne nas bawiły do łez, inne z kolei trzymały w napięciu i wciągały niesamowicie tak bardzo, że chcieliśmy koniecznie wiedzieć, co będzie dalej. Te bajki przede wszystkim chciałbym na tym blogu przypomnieć, ale nie tylko bajki. Również chciałbym tu przedstawić filmy, które poznaliśmy jednak jeszcze jako dzieciaki lub nastolatkowie, które nie zawsze były kierowane dla dzieci, ale oglądaliśmy je razem z rodzicami, powoli wkraczając w dorosły świat. One też były częścią naszego dzieciństwa i dlatego chciałbym je tutaj również wspomnieć.
Powiedzcie sami, czy ktoś z nas nie wstawał szybko w sobotę rano, aby obejrzeć program "WALT DISNEY PRZEDSTAWIA", kiedy mieliśmy jeden odcinek jakiegoś serialu animowanego i jeden odcinek serialu aktorskiego lub podzielony na kilka części film aktorski? I kto z nas nie leciał na wieczorynki o 19:00 z podwórka lub piaskownicy, a zwłaszcza w niedzielę, kiedy leciały seriale animowane Disneya? Kto z nas nie wracał rowerem ze szkoły do domu, aby obejrzeć tzw. "BAJKOWE KINO", czyli seans po jednym odcinku z różnych seriali animowanych, emitowany na kanale TVN w godzinach popołudniowych i w weekendy rano (a w wakacje emitowane rano codziennie i po popołudniu powtórki)? Kto z nas w piątki wieczorem nie oglądał jako wieczorynkę przygody Smerfów, w poniedziałki przygody Tabalugi, a w środy perypetie Muminków? Kto nie patrzył z zachwytem na filmy i seriale aktorskie o przygodach Zorro czy Robin Hooda? Kto nie podziwiał przygód Luke'a Skywalkera, Hana Solo i księżniczki Lei? Kto nie poznawał jeszcze jako dzieciak przygody trzech muszkieterów czy hrabiego Monte Christo? Kto nie oglądał na zlikwidowanym już na kanale RTL 7 intrygi wrednego wezyra Nic-Po-Nim albo przygody szlachetnego Super Psa? Albo nie podziwiał na kanale Polonia 1 różne anime np. "GENERAŁ DAIMOS" czy "KAIKETSU ZORRO"? A kto nie oglądał rano na Polsacie takie super seriale jak "ZWIERZĘTA Z ZIELONEGO LASU" lub "CZARODZIEJKA Z KSIĘŻYCA"? I wkurzał się, że lecą one nieraz wtedy, kiedy człowiek idzie do szkoły? I symulował chorobę, aby móc obejrzeć kolejne odcinki bohaterów tych seriali? Jeżeli są jakieś osoby, które nie przeżyły choćby jednej z tych rzeczy, to ten blog nie jest dla nich. A jeżeli przeżył niektóre z nich lub wszystkie naraz, to ten blog z pewnością go zachwyci.
Zapraszam serdecznie do lektury i życzę miłego powrotu do dzieciństwa i miłej nostalgii :)

Dogtanian i muszkieterowie (1981-1982)

Muszkieterów dzielnych trzech Świat wspaniały dziś poznamy. Jeden tu za wszystkich, A wszyscy za jednego. Oddać życie każdy z nich Gotów jes...